Yod - 2006-12-31 11:39:43

Chatka ukryta była głęboko w lesie. Stała na małej polanie, którą zewsząd otaczała ściana zrośniętych ze sobą wysokich i kolczastych krzewów. Dachówki z palonej gliny leżały popękane w pobliżu domu, uszczuplając szeregi tych, które dzielnie chroniły chatkę przed deszczem, który lał niemiłosiernie. Drzwi były zamknięte, okna zatrzaśnięte, ale mimo to widać było przez szczeliny w deskach cień postaci krzątającej się w środku.
    Staruszek podstawił pod kolejny przeciek garnek i zamarł. Kątem oka zobaczył ciemne postacie kroczące po mokrej trawie polany. Szybko dopadł do skrzyni stojącej pod ścianą, otworzył ją i trzęsącymi się rękoma wydobył krótki nożyk.
        Wyprostował się. Tępy ból przebiegł po całym kręgosłupie. Starzec zgarbił się i osunął na kolana. Nożyk wypadł mu z ręki, z brzękiem spadł na drewnianą podłogę, w szczelinach desek obrośniętą mchem. Domek był niemal pusty. Łóżko, skrzynia, kociołek i kilka glinianych misek. I obraz przykryty białą płachtą, wciśnięty pod łóżko.
Drzwi otworzyły się powoli. Jakaś postać weszła do środka. Za nią druga. I trzecia. Staruszek przechylił się do przodu, podparł się drżącymi rękoma i uniósł z trudem głowę.
-    Znaleźliście mnie – wybełkotał – Co z zakonem? Nadal istnieje?
Starzec padł na twarz. Oczy miał otwarte, lecz jakby zasnute mgłą.


Edit:
Do chaty wpadł obszarpany i przerażony hetrasi. Jego szaty, dawniej bogate i piękne, teraz umorusane były błotem i kalem zwierząt. Sir hrabia Ragorin zmylił pogoń, na razie...