Zakon Światła Ostoja Fantazji

  • Pamiętniki
  • Galeria

Reklama

  • Rudik - portfolioKroniki Fallathanu - Najlepszy MMORPG Tekstowy

Gazeta

  • Przesuń w dół scrollem by przeczytać resztę!
    Czytaj więcej...
Facebook ZakonnyRSS
  • Nie jesteś zalogowany.
  • Polecamy: Gry

Ogłoszenie

Sprawdź fazę księżyców! Posłuchaj herolda! Pokaż list gończy! Sprawdź warunki pogodowe! Zbieraj zioła!
Posłuchaj adepta świątynnego! Sprawdź tablice projektową! Czytaj nagłówek gazety!

Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
przerwynikprzerwynik


Optymalne przeglądanie forum umożliwia przeglądarka Opera!

Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!


Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
przerwynikprzerwynik

Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
przerwynikprzerwynik

przerwynikprzerwynik


#1 2007-12-16 12:16:42

Silver Moonlight

Piekielnica

714553
Call me!
Skąd: zapadla dziura na pomorzu :P
Zarejestrowany: 2007-01-03
Posty: 3009
Punktów :   
Rasa: Mroczny Elf/Drow
Profesja: Wiedźma
Praca: Wolontariat
Totem: Niedźwiedź
Zwierze: Bóbr, niedźwiedź, ptak

"Konanie Nieśmiertelnych"

Prologos



26 Ythar 1203 roku

To kolejna noc. Tyle ich już było odkąd stał się tym czym jest obecnie. Obserwował pewną lalunię, która wchodziła do karczmy. - Pewnie jak zwykle upije się i prześpi się z jakimś facetem, by nazajutrz w pośpiechu ubierać się i biec do swego partnera – Pomyślał
- Ech kobiety…jak zawsze takie same. Czy one nigdy się nie nauczą?
Wampir powoli sączył czerwone wino obserwując ze swego okna ofiarę. Nigdy nie zapomniał tej nocy gdy stał się krwiopijcą…

11 Bellethar 1112 roku

Był wczesny ranek. Przed domem stał mężczyzna, który ubrany był w płaszcz z laminy. Pod spodem miał czarne spodnie i białą koszulę. Widocznie, ktoś na kogo czekał spóźniał się bowiem  nieznajomy chodził podenerwowany z kąta w kąt.
- Gzie ona się podziewa? Przecież miała tu być już pół godziny temu!
Rzekł w pustkę nie oczekując, że odpowie.
- Widzę…że czekałeś – Wymruczała kobieta, która pojawiła się z nikąd.
- Po co te nerwy? Przecież już jestem i załatwiłam nam romantyczne miejsce…
Uśmiechnęła się słodko odsłaniając swoje udo. Facet wyglądał jakby dawno jej wybaczył.
- A gdzie to kochanie? – Zaciekawiony spytał uważnie lustrując jej zgrabną sylwetkę.
- Zobaczysz… -Kobieta odszepnęła i złapała go za rękę wiodąc prosto do kryjówki….


Kilka godzin później….



- Zamknij się ty szmaciarzu!
Niezbyt delikatnie odparła kobieta patrząc na swego uwięzionego kochanka.
- Niedługo ja…dzięki twej śmierci będę nieśmiertelna, a ty…sczeźniesz jak reszta twej rasy.
Mężczyzna nie mógł uwierzyć w swe położenie. Jeszcze kilka godzin temu kochał się ze swoją narzeczoną. Świat wydawał mu się nie mieć żadnych wad do czasu, gdy ona go przywiązała do łoża i ogłuszyła kamieniem. Teraz leży tu nagi, bezbronny i zdradzony podczas gdy zdrajczyni paktowała coś z trójką wampirów.
- Umowa stoi moja droga – Odrzekł jeden z nich. Widocznie nie był zadowolony z tego co ustalili, ale chciał przynajmniej zachować pozory dobrego wychowania.
- Twoja ofiara leży tam…
Dziewczyna wskazała ręką łóżko z mężczyzną. Wampir, widoczny przywódca bandy podszedł do nieszczęśnika. W tym samym czasie dwójka napastników rzuciła się na kobietę i zaczęła pić jej krew.
- Nienawidzę zdrajców… - odparł starszy wampir i wbił kły w szyję swej ofiary…

24 Bellethar 1112 roku

To już 13 dni odkąd stał się krwiopijcą…
Pierwsze dni zaabsorbowały go tak bardzo, że prawie ich nie pamiętał. Tylko urywki wspomnień powracały z czasem. Pamiętał.. jak wprowadzili go do osady, rzucili mu przed nos jakąś cycastą wieśniarę. Smakowała mu tak bardzo, że wyszedł na łowy z Utherem, bo tak miał na imię jego nowy ojciec. Dziś młody wampir siedział na palisadzie i wpatrywał się w księżyc. Oblizał swe usta wpatrując się w zakon. Tam było wiele krwi do sączenia…
Widział raz zakonnicę. Miała fioletowe włosy i spiczaste uszy. Na jej plecach wisiał łuk. Zaraz za nią szedł jakiś człowiek. Miał szaty maga i wredną mordę, pewnie byli razem.
- Ciekawe czemu nie atakujemy zakonu? Przecież jesteśmy silni i nieśmiertelni…
Powiedział chłopak nieświadom, że jego mistrz jest za nim.
- Bo oni też są silni i mają anioła w swych szeregach. Nie tylko boskiego.. ale i upadłego.
Odparł spokojnie patrząc uważnie na swego ucznia.
- I cóż z tego?! Z naszą przewagą liczebną wyrżniemy ich wszystkich w pień!
Młody był pełen zapału i głodu krwi.
- Myślisz, ze tak nie sądziłem? Raz nawet zaatakowałem zakon, a raczej jego klasztor w puszczy pachwatów. Szło nam nawet nieźle, dopóki nie zjawiły się anioły…. Ich blask najpierw nas oślepił, a następnie spalił. Niewielu z nas przeżyło, a jeśli już to uciekaliśmy gdzie popadnie kryjąc się w ciemnych zakamarkach lasu. Dopiero ja zjednoczyłem lud….
Uther skończył swą opowieść
- Nie wiem co powiedzieć mistrzu
- To zamilcz mój drogi…

2 Vallar 1203 roku

Krwiopijca odetchnął głęboko wdychając zakonne powietrze. Tak, tak…był w zakonie, nareszcie się tu dostał. Chciał się dowiedzieć o jego strukturze i sile. Po prostu przebywał na zwiadzie dla swej osady… jak wszyscy nowi, pierwsze co zrobił to poszedł do karczmy. Za barem stał znajomy mężczyzna. Przedstawił się jako tutejszy karczmarz. W drugim rogu w zaciemnieniu siedział kolejny mag. Przy barze usiadła ciemnoskóra elfka, która spytała go:
- Nowy? Tak jak sądziłam… Co cię sprowadza w nasze skromne progi?
Wampir zlustrował ją. Widział półtoraka przy jej talii i sakwy, które pachniały ziołami. Miała na sobie dziwne, białe szaty i czarną maskę z kruczymi piórami. Jej widok wprawił go w zakłopotanie. To kim ona jest? Kapłanką? Wojowniczką? Zielarką? Po chwili spytał się drowki o jej profesję.
- Jestem…fryzjerką
Odparła szczerząc swe białe ząbki.
W prawdzie nie miał pojęcia co to za profesja, ale musiała być bardzo niebezpieczna skoro miała taką ochronę. Zanim się zainteresował bardziej, elfka zniknęła. Za to weszła do środka kobieta o jasnych włosach, które ukrywały jej jedno oko. Chwyciła ścierkę i zaczęła nią okładać karczmarza wrzeszcząc, że znów jej potłukł kufle podczas sztuczek. Zaraz za awanturniczką wpadła kolejna kobieta. Tym razem błękitnooka o czarnych włosach. Ku jego zdumieniu ta wzięła mopa i zaczęła myc podłogę… Gdy wyszedł na zewnątrz spostrzegł fioletowowłosą elfkę ze swym nieśmiertelnym łukiem.
- Niezły kąsek – Pomyślał. Elfka zaczęła iść, a on za nią. Po jakimś czasie zniknęła…po prostu, jakby się rozpłynęła w powietrzu.
- grethit! – Zaklął szpetnie łowca. Jednak uśmiech na jego twarzy rozszerzył się gdy spostrzegł wejście do jaskini.
- Teraz mi już kochanie nie uciekniesz…

26 Bellethar 1112 roku

- Mistrzu? A gdzie ten zakon?
Pupil nie dawał za wygraną, było widać że zaciekawiła go historia o zakonie.
- A ty znowu swoje? Zakon jest daleko, bardzo daleko, poza zasięgiem twych krótkich rąk. My jesteśmy tylko na końcu ich włości, pomiędzy ich terenami, a ziemią chaosu. Te istoty, które widujesz czasami to tylko grupy zwiadowcze.
- Uther, przysięgam że kiedyś pomszczę śmierć twoich towarzyszy!
W jego oczach płonął ogień. Wampir położył dłoń na ramieniu narwańca.
- Nie teraz. Teraz najważniejsze jest to, żebyśmy doszli do porozumienia z rycerzami chaosu.
Odszedł zostawiając swego syna marzącego o podboju zakonu i jego włości..

2 Vallar 1203 roku

Wampir wszedł do jaskini. Jego bezszelestny chód nie wywołał nawet najmniejszego drgania dźwięku. Po kilku długich jak wielki minutach marszu usłyszał dziwny dźwięk, jakby ktoś ryknął ze zirytowania. Pomyślał więc, że to jego ofiara, bo kto tu jeszcze mógłby być?
Nagle do jego uszu doszedł jakiś męski głos. Zaciekawiony stanął u wejścia niezauważony przez nikogo i ujrzał Człowieka o gadzich oczach, prawdopodobnie smoka, oraz…Anioła! Był to pierwszy anioł, którego ujrzał. Miał piękne, zielone skrzydła, ciemne, długie włosy i prostą szatę z kolczugą na nią nałożoną. U boku wielki miecz świadczył o jego sile. Tymczasem łowca podszedł ostrożnie do krawędzi ściany, niestety jego zapach przeniósł się w głąb sali co sprawiło, ze smok zaczął wąchać uważnie.
- Co ci jest? wyczułeś coś? Jeźdźców?
Dopytywał się anioł niespokojnie
- Poczekaj…zaraz sprawdzę…
Człowiek zamienił się w smoka i jak drapieżnik zakradł się do krawędzi ściany skąd dobiegał zapach. Gdy ujrzał wampira w pobliżu skarbca zakonu uznał go za złodzieja i potraktował go swym ogniem… Po chwili wrócił do anioła zadowolony
- I co to było? – Spytał Zielonoskrzydły
- Etam..jakiś złodziej… nie przejmuj się, już nie będzie sprawiał nam problemu…

Tymczasem, kilka dni później…



- Beril nawalił mój panie. Pokonał go zielony smok i Anioł.
Wampir złożył raport
Uther nie odpowiedział. Intensywnie wpatrywał się w mury wieży zakonu.
- Mangel dopadnę cię…wkrótce
Szepnął sam do siebie i zeskoczył z prymitywnego muru budowanego w pospiechu przez innych. Za nim stało miasteczko wampirów i Rycerze Chaosu. Zajęcie zakonu przez nich było kwestią czasu.
- Kiedy przyjdziesz na pole bitwy, będę gotowy!
Krzyknął, a jego słowa dotarły do anioła śpiącego na szóstym piętrze wieży, nieświadom nadchodzącego niebezpieczeństwa…

Ciąg dalszy nastąpi

Ostatnio edytowany przez Silver Moonlight (2008-07-28 18:59:12)


"Gdy słońca blask nad morza lśni głębiną,
Myślę o tobie, miły.
Wzywałam cię, gdy księżyc niebem płynął
I zdroje się srebrzyły."

"Bliskośc Ukochanego".
Johan Wolfgang Goethe


Imię: Silver/Harblein
Rasa: Mroczny elf
Profesja: Wiedźma/Rzemieślnik/ Piekielnica
Charakter: chaotyczny dobry
Zalety: pomysłowośc, poczucie humoru, ciekawośc, wrażliwośc na sztukę
Wady: wredna paskuda, wścibska, wywyższa sie
Umiejętności: Pisanie, podstawy medycyny, dobry kontakt ze zwierzetami, Czytanie, Czaroznawstwo, Szamanizm
Zwierze: Ptak Dei- Abherun, Bóbr- Gaw i Niedźwiedź - Alborn
Polimorfia: ni ma i nie będzie
Ekwipunek: Miecz,plecak, szata maga, sakwy a w nich zioła, patelnia,zestaw kanapek na podróż, lina
Złoto: zobacz koło avatara

Offline

 

#2 2008-01-27 16:10:44

Silver Moonlight

Piekielnica

714553
Call me!
Skąd: zapadla dziura na pomorzu :P
Zarejestrowany: 2007-01-03
Posty: 3009
Punktów :   
Rasa: Mroczny Elf/Drow
Profesja: Wiedźma
Praca: Wolontariat
Totem: Niedźwiedź
Zwierze: Bóbr, niedźwiedź, ptak

Re: "Konanie Nieśmiertelnych"

Częśc pierwsza



16 Vallar 213 roku

- No co teraz powiesz?
Uther uderzył w twarz milczącego więźnia. Ten jednak napluł mu w twarz śmiejąc się szyderczo.
-Mogę ci załatwić powrót do podziemi. Będziesz tam szanowanym obywatelem. Twe życie będzie jak jedna, wielka, czysta kartka, drowie. Jeśli mi tylko powiesz gdzie znajduje się armia Mangela… - Wampir kusił swego czarnoskórego jeńca bogactwami. Ten tylko zaśmiał się kończąc śmiech napadem kaszlu. Wypluł krew.
- Jeśli myślisz, że chcę być znów w tym podziemnym gównie, gdzie Yrelir będzie mnie smagać swym batem i traktować jak jaszczurze łajno, to się mylisz. Wolę być wolnym wygnańcem chodzącym pod gwiazdami, mającym uczciwą pracę i dom, niż żyć w pełnym przepychu podziemiu będąc maskotką tej tyrańskiej suki. Tutaj przynajmniej mnie szanują i nawet słońce nie jest takie złe. Jednak… ten idiota, który nami rządzi doprowadza mnie do hershi’sslh! Nienawidzę go.
Drow wyglądał jakby chciał się targować. Po jego długim monologu nastąpiło rozgoryczenie, a jego oczy świeciły zemstą.
- Mangel główną siedzibą swych szpiegów ustanowił klasztor wyznawców Gaunsiego położonej w puszczy pachwatów, a dokładniej na jego południu. Tam wysyła swych doradców, którzy odbierają informacje i przekazują je aniołowi. Są dobrze ukryci. W bibliotece znajduje się tajne przejście do głównej siedziby Chonra- pierwszego zwiadowcy zakonu. To on rządzi całą siatką szpiegowską. Jest niebezpieczny i nieuchwytny, ale gdyby twoi podopieczni zakradli się tam i cicho zabili mnichów i strażników, to byłby jak szczur w pułapce. – Wysapał i znów wypluł krew ze swych ust. Wyglądał źle. Pobity, obydwa oczy podbite. Prawdopodobnie kilka żeber miał  złamanych. Krew strużkami ściekała mu po czole, aż pobliskie wampiry wlepiały w niego głodne spojrzenia.
-Mów dalej mój przyjacielu…
Odparł cicho Uther.
- Tak więc…armia zakonu ma pewną wadę. Pomiędzy konnicą trwa wewnętrzny konflikt. Niedawno utracili swego wodza. Anioł wybrał na jego zastępcę Belithera - młodego i ambitnego, lecz niedoświadczonego wojownika. Połowa konnych stoi za nim murem, lecz reszta…najchętniej by go zabiła i usadziła na jego miejsce syna poprzednika -Thureya. Co dostane za tą informację?
Odparł chciwy mroczniak
-Jeżeli to co powiedziałeś okaże się prawdziwe, to dostaniesz klejnoty i wolność…
Odparł krwiopijca i odszedł zostawiając drowa samego.

13 Unquer 1205 roku

- Jeszcze tylko kawałeczek… Tylko trochę ci brakuje. Wytrzymaj!
Samotna drowka wspinała się na samotny szczyt. Jako, ze była jeszcze zima, a ona sama nie miała żadnego zabezpieczenia, było to cholernie trudne. Jej dłonie były odmrożone i ledwo co je czuła. Wiatr wiał nieustannie. Jednak kobieta wbrew swej drobnej budowie, znalazła w sobie resztki sił i wspięła się na sam szczyt. Uparty wicher chciał ją stracić, lecz jeszcze bardziej uparta drowka stała na górze. Wyciągnęła z plecaka jakiś zwój i wypowiedziała zaklęcie. W tym samym momencie niebo przeciął piorun, a burza, która za chwilkę się rozpętała porwała ją i sprawiła, ze elfka zaczęła z krzykiem spadać w dół milknąc wśród chmur zebranych wśród świętego szczytu Aqulerii…

17 Vallar 213 roku

- I co? Miałem rację?!
Odparł z ponura satysfakcją drow, gdy zwiadowcy wrócili z potwierdzeniem jego słów. Szpiedzy donieśli Utherowi o ruchu zakonników wśród siedziby Pana wiatru. Wchodzili do środka i coś budowali na zewnątrz.
- Mroczniak mówi prawdę…
Przyznał rację zdrajcy. Zamyślił się głęboko nad czymś. Strażnicy jednak stracili cierpliwość.
- Panie. Możemy go zabić? Do niczego już nam się nie przyda….
Odparli patrząc niepewnie na swego przywódcę. Ten jednak wybuchnął niespodziewanie.
- Głupcy! Podważacie obietnicę jaką mu złożyłem?! Moje słowo! Czy chcecie zbezcześcić zasady jakimi się kierujemy? Za to grozi banicja.
Spojrzał wściekły na przestraszonych towarzyszy.
- A teraz… wypuście go
Wampiry spojrzały po sobie i uwolniły z więzów poturbowanego elfa.
- A klejnoty?
Spytał drow masując swe nadgarstki
- Ciesz się, ze jeszcze je masz, a teraz znikaj mi z oczu zanim zmienię zdanie.
Rzekł rzucając sakw y kosztownościami w jego stronę. Mroczny odszedł z osady w pośpiechu  nie oglądając się za sobą.
- A jeśli doniesie zakonowi naszych planach? - Spytał jeden ze strażników
Andrew- doradca królewski spojrzał oczekująco na plecy Uthera. Gdy jednak ten długo nie odpowiadał westchnął i sam postanowił rozwiać wątpliwości sługi.
- On.. nie dojdzie do zakonu. Jeśli wilki go nie zaatakują to inne zwierzę to zrobi. W tej puszczy roi się od drapieżników. Sam  nie przeżyje. Jest ranny i głodny. Tam, jest ofiarą, a łowcy na niego czekają z niecierpliwością. Teraz rozumiesz? - Spojrzał na tępą istotę. Ta przełknęła głośno ślinę i pewnie gdyby posiadał serce biłoby teraz bardzo szybko.
- Tak…
Rzekł tylko i wrócił na swe stanowisko…

13 Unquer 1205 roku

Gdy otworzyła oczy stwierdziła, że nad nią jest skała. Właśnie próbowała sobie przypomnieć co się stało, gdy przerwał jej jakiś znajomy głos. Jego właściciel pochylił się nad nią.
- Silver? Żyjesz? – Nad sobą miała twarz przystojnego młodzieńca o gadzich oczach. Elfka usiadła, lecz zaraz się kiwnęła do tyłu. Chłopak ją złapał przed upadkiem.
- Oj… uważaj, bo sobie krzywdę zrobisz, a tego nie chcemy, prawda? Bo kto mi będzie gotował obiadki? – mrugnął do niej figlarnie
- Zapewne twa żona.. – Oddcieła się przypominając sobie tą niezwykła parkę. Smok i kotołaczka… Aż pomasowała się po głowie.
- Jak długo byłam nieprzytomna? – Spytała zakłopotana
- Jakieś dwa… trzy… cztery dni – Policzył smok na palcach.
- Jejku… chyba to ostatnie zaklęcie mnie tak załatwiło. Zupełnie nie czuję w sobie many.
Odparła zaniepokojona. Smok spojrzał na nią z ciekawością.
- Nie przejmuj się. To pewnie nic takiego. Zapewne przejdzie ci to. Zresztą niedługo przyjdzie tu twój nekromanta i mam nadzieję, ze zachowa się troszkę lepiej niż ostatnim razem… - Burknął i zadarł nosa.
- Ec… Gdyby nie on, zupełnie nie zauważylibyście mojego zaginięcia. Ale to nie czas i miejsce na melancholię. Urwała, lecz zanim coś powiedział zaczęła znowu.
- Widziałam podziemie… Pełne cierpiących dusz. Widziałam armie niewolników i… twarz. Była to twarz pełna nienawiści, a w oczach siedziało rozgoryczenie i rozpacz. Była też tam beznadzieja i poczucie utraty czegoś ważnego. Utraty... życia. W oczach odbijał się ogień zniszczenia trawiący niewinnych. Jego imię wygnaniec, to on jest posłańcem śmierci. – Elfka otrząsnęła się z wizji i spojrzała na swego smoczego towarzysza. Ten jednak popatrzył na nią jak na wariatkę i odszedł gdzieś.
- Ech… Czasami czuję, ze nikt mnie nie rozumie, albo nie chce zrozumieć. – Odparła pesymistycznie i wzięła kawał pergaminu. i pióro. Znów pogrążyła się w transie…

18 Vallar 213 roku

- Wampirze wojsko już jest gotowe na rozkazy panie. Ostatnie jednostki z pomroku dotarły do celu. – Gwardzista skłonił się przed Utherem i  odszedł na swój posterunek.
- Doskonale mój drogi. – odparł Andrew zadowolony z gotowości armii do ataku.
- Możesz napomknąć waszej wysokości o tym jak się spisałem- rzekł spokojnie wódz uśmiechając się pyszałkowato. Jednak ich dialog nie trwał zbyt długo, gdyż do pomieszczenia w osłonie nocy weszła Yrelir. Drowka miała długie, gęste włosy koloru pajęczyny splecione w fantazyjny kok, który zresztą spięty był spinką w kształcie pająka z bursztynowymi oczętami. Jej strój więcej odkrywał niż zakrywał, a wykonany był z delikatnego kaszmiru. Wiele ozdób pokrywało jej ciało i z pewnością przy drowiej miłości do magii, były umagicznione. Jej szyja spryskana była perfumami, których zapach uwodził.
- I jak tam? Wszystko idzie po naszej myśli? Kiedy będę mogła pogromić te przeklęte elfy?
Spytała uśmiechając się dziwnie, jakby miała ochotę kogoś udusić i właśnie podawała mu zatrutą kolację.
- Moja droga Yrelir. Tak dawno cię nie widziałem… jak tam się sprawy maja w pomroku o najsłodsza?- Spytał się patrząc na nią jakby się miał zaraz rzucić.
-Mój abbilu. Wszystko idzie zgodnie z planem. Rekrutujemy coraz więcej magów i doszliśmy do consensusu z demonami. Ale moje żądze nadal nie są zaspokojone…- Wyszeptała Utherowi do ucha, liżąc je. Nie mogąc już wytrzymać tylu dni bez niej rzucił się na nią zdzierając ubranie.
- jak dzieci…- Wyszeptał do siebie Andrew i wyszedł zniesmaczony…

13 Unquer 1205 roku

Po górach rozległ się krzyk. Mangel, Zefir i Nikoletta ruszyli z pośpiechem do smoczej groty. W jaskini natknęli się na przerażoną dworkę, która wpatrywała się w osłupieniu w swe dzieło. Na pergaminie widniała sylwetka istoty o humanoidalnych kształtach. Była wysoka, biła z niej zła aura, a twarz zasłonięta była mrokiem. W tle widać było inne istoty, w tym drowy katujące ludzi. Anioł spojrzał w twarz głównej postaci i po jego głowie przeleciała myśl, którą wkrótce pochwycił.
- Silver? Skąd to masz? – Spojrzał zaniepokojony na roztrzęsiona dworkę.
- ja… narysowałam to- Wydusiła z siebie słowa i usiadła z wrażenia. Anioł uspokoił się i zaczął się zastanawiać nad tym czy zdradzić imię tajemniczej istoty na obrazie czy pominąć ten fakt.  – Silver. Dlaczego namalowałaś ten obraz? I skąd ci przyszło do głowy jego stworzenie? Skąd? –Elfka wysiliła pracę mózgu. – Mistrzu, nie wiem czemu go stworzyłam, jednak przed namalowaniem go miałam widzenie, albo wspomnienie… nie wiem już sama.
Spojrzała na nich zdezorientowana. Nekromanta przytulił dworkę do siebie i zaczął ją pocieszać oraz uspokajać. – Już… wszystko będzie dobrze…- Głaskał ją po srebrnych włosach. Mangel tymczasem kontynuował swą przemowę.
- Nie będzie dobrze. Uther i jego podziemna armia wróciła. Pogłoski o powrocie wampirów powrocie wampirów potwierdzają się. Nikoletia! Idź do gwiezdnej wieży i złap Nergo. Powiedz mu, żeby poleciał po mrocznych. Silver… Jeśli będziesz mieć jeszcze jakieś wizje to melduj mi o nich.- Anioł wyszedł szepcząc Zefowi, żeby miał ją na oku. Wiedział, ze to co teraz robi, może być pochopne, ale dziwiło go to, ze milczący, bezimienny bóg wieszczeń zsyła na jedną z nich w swej łasce ostrzeżenie i to akurat wtedy gdy doszły do niego pogłoski o ruchu w podziemiach.- Trzeba się przygotować…

TYMCZASEM 20 JARDÓW OD WIEŻY W PODZIEMIACH:



Uther zachwiał się i padł na kolana. Podniósł wzrok i ujrzał małą, drowią dziewczynkę, która pokazywała mu klucz do bramy zakonnej. Sięgnął po niego, lecz dziecko ze śmiechem zaczęło uciekać w głąb pomroku. Gdy przystanęła wampir zdał sobie sprawę, ze znajduje się tuż przed grobem Yrelir. Na drugim jego końcu stała już nie dziewczynka lecz kobieta. Była podobna do jego byłej kochanki, lecz miała jasnoszare oczy i szlachetne oblicze.
- Kim jesteś?- odparł patrząc na jej zgrabną  sylwetkę. Postać odparła śpiewając:
- Ogień w mych oczach
Żar w mych biodrach
Lawa co płynie w żyłach
Kim jestem?
Zgaduj!
Może jestem upadłym aniołem
Może wulkanem ognistym
A może cię zabiję
Zgaduj!
Jestem złodziejką dusz
Jestem twym przeznaczeniem
Jestem kimś kogo pożądasz
Czy odważysz stawić mi czoła?

Postać zniknęła, a wampir poprzysiągł w gniewie odnaleźć tą zuchwałą drowkę.

Ostatnio edytowany przez Silver Moonlight (2008-06-15 19:15:16)


"Gdy słońca blask nad morza lśni głębiną,
Myślę o tobie, miły.
Wzywałam cię, gdy księżyc niebem płynął
I zdroje się srebrzyły."

"Bliskośc Ukochanego".
Johan Wolfgang Goethe


Imię: Silver/Harblein
Rasa: Mroczny elf
Profesja: Wiedźma/Rzemieślnik/ Piekielnica
Charakter: chaotyczny dobry
Zalety: pomysłowośc, poczucie humoru, ciekawośc, wrażliwośc na sztukę
Wady: wredna paskuda, wścibska, wywyższa sie
Umiejętności: Pisanie, podstawy medycyny, dobry kontakt ze zwierzetami, Czytanie, Czaroznawstwo, Szamanizm
Zwierze: Ptak Dei- Abherun, Bóbr- Gaw i Niedźwiedź - Alborn
Polimorfia: ni ma i nie będzie
Ekwipunek: Miecz,plecak, szata maga, sakwy a w nich zioła, patelnia,zestaw kanapek na podróż, lina
Złoto: zobacz koło avatara

Offline

 

#3 2008-06-17 09:26:13

Silver Moonlight

Piekielnica

714553
Call me!
Skąd: zapadla dziura na pomorzu :P
Zarejestrowany: 2007-01-03
Posty: 3009
Punktów :   
Rasa: Mroczny Elf/Drow
Profesja: Wiedźma
Praca: Wolontariat
Totem: Niedźwiedź
Zwierze: Bóbr, niedźwiedź, ptak

Re: "Konanie Nieśmiertelnych"

Częśc druga



17 Letther 1205 roku

Wiatr tego dnia dmał potężnie. Zatory na górskich rzekach odtajały powoli i późno jak na tę okolicę. Pomimo, ze była północ, wszystko żyło swoim, normalnym rytmem. Sowy – ptaki, zwiadowcy zakonu latały nad okolicą. Z ledwo co wyrośniętej trawy, która gdzieniegdzie jeszcze była pokryta śniegiem wychodziły pączki wiosennych kwiatów- narodzonej nadziei.
Przez nowy świat przemierzała postać w ciemnym płaszczu, który pokrywał ją dokładnie chroniąc przed lodowatym wiatrem i zdradzieckim światłem księżyca.
- Cholera! Przez tą pieprzoną zawieję gówno widać!
W tej chwili obok wędrowca przeleciała jakaś strącona z drzewa przez wiatr biedna sowa niemal zahaczając o jego głowę. Ignorując to zdarzenie pielgrzym nadal niestrudzenie maszerował pod wiatr mając nadzieję natrafić w ko