Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Bogowie są niczym
Pasmo zieleni, drzew, bruk czy ławki, to właśnie dziedziniec. Dziedziniec był świadkiem wielu wydarzeń. Czy to wyznań kochanków w parku przyświątynnym, mordów o zmroku, czy uroczystych procesji dookoła świątyni. Dziedziniec jest owalny. Dookoła świątyni, znajduje się szeroki na ok 60 jardów bruk. Ma on służyć spacerom dookoła budynku, czy właśnie procesjom. Do brukowanego placu przylega park świątynny. Usiany drzewami i ścieżkami, tworzy labirynt pełen ławek, altanek i innych tego typu miejsc. Niewątpliwie także kilku ruin. Niewątpliwą częścią dziedzińca jest także Dom Kapłański, w którym może nocować każdy kapłan. Dziedziniec zamyka niewysoki (ok 20 jardów) mur ciągnący się owalnie dookoła świątyni w promieniu ok 600 jardów od samego budynku świątyni. Niektórzy powiadają że prawdziwe piękno Dziedzińca ukazuje się po spojrzeniu nań z góry, tylko Aniołowie, duchy i smoki (rzadziej Kreey) mogą coś na ten temat powiedzieć. Nikt jednak nie chce wyjawić tego sekretu. Po zapadnięciu zmroku Służba Świątynna zapala lampy i latarnie rozsiane po całym dziedzińcu, nadając temu miejscu niesamowity klimat.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Dark znalazł się tu nie wiadomo kiedy i jak. Śnieżnobiałe skrzydła zamachały lekko.
Czuł się rześko. Bardzo rześko.
Twarde podeszwy butów stukały o bruk. Echo ów uderzeń roznosiło się cicho po otoczeniu.
Anioł szedł cicho, z zamyśloną miną. Trzymał w rękach książkę. Ot nie dużą. Traktującą o poezji.
Czytane wersy sprawiały że uśmiechał się lekko. Nagle przystanął i rozejrzał się. Słońce leniwie toczyło się w dół. Czuć jeszcze było Skwar dzisiejszego dnia.
Zarz też, ze względu na ów wahania temperatur, ukrył się w parku przy świątyni.
Usiadł na ławce i czytał dalej. Czytał gdyż nic więcej na ten czas nie miał do roboty. No i wyglądał jakby czekał. Na kogo? To wiedział tylko on.
Offline
Pojawiła się jak to miała w zwyczaju, w jasnym rozbłysku światła. Czarny płaszcz i zielona suknia zafalowały delikatnie. Skimrra zagarnęła za ucho kosmyk ciemnorudych włosów, który wymknął się spod splotu koka. Uśmiechnęła się lekko:
-Dua duit Dark.- powiedziała patrząc wprost na zaczytanego Archonta, choć miała dziwne wrażenie, że to właśnie na nią czekał. Choć naturalnie mogła się mylić. Obcasy jej butów zastukały na bruku, gdy przeszła z pełnego słońca w cień pobliskiej wierzby.
Spojrzała na Anioła, oczekując odpowiedzi, po czym porzuciła ten zamiar.
-Wiesz dobrze, po co przychodzę.- powiedziała melodyjnym, niskim jak na kobietę głosem. Uśmiechnęła się lekko, a zielone oczy rozbłysły lekko w cieniu.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Anioł mrugnął przy rozbłysku światła. Słyszał odgłos obcasów duszki. Uśmiechnął się lekko.
-Witaj moja droga... Witaj.
Zamknął książkę i odłożył ją do torby. Wstał i wygładził szaty.
Podszedł do Skimrry i uśmiechnął się po raz kolejny. Począł spacerować uliczkami parku świątynnego pilnując by duszka mu towarzyszyła.
-Wiem po co przyszłaś... I wybaczysz że każę ci spacerować... Lepiej mi się myśli gdy chodzę- powiedział i spojrzał na niską, rudą kobietę. Westchnął.
Wciągnął odrobinę powietrza. Czuł normalną o tej porze roku żywicę. Prawie kadzielną...
-Powiedz mi, jak się wam wiedzie? No i kiedy chcecie zawrzeć sakrament?
Zapytał anioł wesoło. Czuć jednak było jakąś nutkę tajemniczości. Zmartwychwstanie i nominacja trochę go zmieniły. Jego oczy... Stały się głębsze... Jeszcze bardziej nieodgadnione.
Offline
-Dziękuję, jest nam ze sobą bardzo dobrze.- uśmiechnęła się, a w jej oczach pojawiła się charakterystyczna dla zakochanej duszki mgiełka.- I nawet jego nieoczekiwane problemy z wampiryzmem udało nam się bez problemu przezwyciężyć.
Roześmiała się perliście słysząc pytanie co do sakramentu.
-Typowy z Ciebie kapłan.- stwierdziła z rozbawieniem kręcąc głową.- Tylko byście wszystko bogom zawierzali.
Szła przez chwilę w milczeniu, topiąc wzrok gdzieś w zielonościach dziedzińca.
-Ale owszem, mamy zamiar zawrzeć sakrament, jak to górnolotnie określiłeś.- odparła po chwili z błyskiem w oku.- Dlatego przyszłam. Chcę wiedzieć, czego prócz mnie, Shara i zaproszenia na wesele potrzebujesz, by nam sakramentu udzielić.
Zerknęła na niego kątem oka, po czym dodała.
-Chyba, że nie masz ochoty osobiście udzielać nam sakramentu?- zawiesiła w powietrzu pytanie.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Anioł zaśmiał się wesoło i pogładził po głowie duszkę.
-Dziecko... Nie opuścił bym takiej okazji.
Usiadł na ławkę i zastanowił się. Drzewa i to ich szumienie, nawet mu pomagały. Lubił tu przebywać. Tu było łatwiej, prościej.
Wyciągnął z torby jakiś łańcuszek i zaraz schował go do kieszeni. Tam też pozostała jego ręka.
-Więc... Co mi jest potrzebne dodatkowo... Potrzebny mi dogodny wam termin i obrączki. Resztę ja załatwię... W końcu mam coś do powiedzenia w tej świątyni.
Po tych słowach uśmiechnął się lekko. Przeczesał sobie włosy i zaklął gdy dostrzegł siwy włos.
Wstał i westchnął. Spojrzał w zielone oczy z zaciekawieniem.
-Więc to raczej załatwione. Chcesz o coś zapytać... A może po prostu porozmawiać?
Zapytał wesoło. Coś mu znacznie poprawiało humor. To było bardziej niż pewne.
Offline
Westchnęła kręcąc głową i podniosła na Dark'a zielone spojrzenie, w którym błysnął gniew.
-Nie nazywaj mnie dzieckiem.- odparła spokojnie.- Nigdy nim nie byłam, jeżeli Twe słowa rozumieć dosłownie. Jeżeli rozumieć je w przenośni, tym bardziej są do mnie nie adekwatne. Nie jestem już dzieckiem bogów. Wyklęli mnie, strącili z nieba, zapomnieli. Nie należę do nich.
Mówiła spokojnie, jednak między palcami jej dłoni przeskakiwały iskry, a zielone oczy błyszczały złością w cieniu drzewa.
Zdawała sobie sprawę z tego, że Dark zmienił się i to bardzo. Miała wręcz wrażenie, że go kompletnie nie zna, co akurat było sprzyjającą okolicznością - nie budziło wątpliwości na tle ich dawnej znajomości. Jednak przybrał irytujący, patriarchalny ton, którego w takiej formie nie potrafiła znieść.
Skimrra była duszycą i wiedźmą, osobą dla bogów wyklętą i nieistniejącą. I była już zbyt stara, zbyt wiele widziała by móc pozwolić komukolwiek nazywać się dzieckiem.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Dark zmrużył oczy i pokręcił głową. Podszedł do drzewa i przejechał po nim dłonią.
-Nie ma się co unosić. A dla nich... Dla nich nie ma istot wyklętych. Wiem coś o tym.
Czuł "niemą" złość w głosie kobiety. Wiedział że jest zła... O tak, pamiętał jak wtedy wyglądała.
Spojrzał na mury świątyni majaczące za ścianą drzew.
-To było... Dziwne- przeniósł wzrok na duszkę.- Zaraz po śmierci byłem w pustce... A potem... Sam nie wiem. To było coś innego. Niemożliwego.
Dark mówił dziwnie. Jego oczy zaczęły blaknąć i przybierać barwę mleka.
Anioł zgiął się w pół, łapiąc się za głowę. Zaraz, jakby przez brak sił, padł na kolana, następnie na twarz.
Coś szeptał. Jak tantrę. Powtarzał pewne słowa w niemożliwie szybkim tempie, niesamowicie się przy tym pocąc. Dziwne to było. Za dziwne.
Offline
Patrzyła, widząc jakby w zwolnionym tempie upadek Anioła. Nie namyślając się wiele, klęknęła przy nim i roztoczyła wokół siebie aurę. Umysł natychmiast zagłębił się w otoczenie, próbując uspokoić jaźń Anioła. Takie stany bardzo źle wpływały na istoty humanoidalne. Skimrra bez problemu mogła zdominować świadomość Dark'a, jednak nie chciała do niego wkraczać. Nie należało tak postępować. Co innego, łagodzić objawy szaleństwa, które sama tak dobrze znała.
-Bogowie są podli Dark.- mówiła cicho.- To banda kapryśnych, rozwydrzonych bachorów. I ja nie jestem już ich własnością. I nigdy nie będę.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Dark nie słuchał. Skimrra zaś wiedziała że to co dzieje się z aniołem nie jest normalne.
Tysiące obrazów przelatywało mu przed oczyma. Wszystkie zapamiętywał. Podświadomie wszystkie układał w logiczną całość.
Był Arcykapłanem. Nie mógł się więc dziwić że Bogowie mówią do niego. Słyszał niemal w głowie ich głos. Głos który brzmiał jak tętent stada koni. Jak dźwięk tysięcy trąb. Jak schodząca z gór lawina... Czy w końcu jak gromy.
W k