Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Bankier
-Ej, ej. Teraz to już chyba żartujesz...- Magia... Teraz już chyba rozumiał w pełnej krasie dlaczego od zarania dziejów wojownicy nienawidzili chędożonych czarowników. Nie żeby miał jakieś specjalne nadzieja, aby wkrótce użyć swoich narządów, ale niewątpliwie lubił swoje dotychczasowe ja.
-A więc plotki mówiły prawdę i ty na prawdę ześwirowałeś? A ja jestem na tyle głupi by pomóc Ci w czymś co uroiło Ci się w głowie.- Opuścił swą dłoń i sprawdził atuty swojego ciała.
-Całkiem całkiem, ale wolałem starego siebie... A więc niech będzie że wykonam twoje polecenia. Jednak nie myśl że będę się przed Tobą płaszczył...
Offline
- Badash - anioł znów rzucił zaklęcie, tym razem transmutując całego człowieka. Nie tylko przywrócił jego ciało do poprzednich proporcji, wyleczył jego nogę i wyciągnął jego nos powrotem na powierzchnię, ale i dodał mały bonus. Oto paznokieć środkowego palca u prawej dłoni motykarza stał się srebrnym szponem. Niezbyt długim, ale bardzo ostrym. - Na wypadek spotkania z duchem, wampirem lub polimorfem. - rzucił zdawkowo.
Stał chwilę, patrząc jak Shiro się podnosi i doprowadza garderobę do porządku. Gdy i ta operacja zakończyła sie sukcesem, Mangel sięgnął za pazuchę i wyjął stamtąd żelazną obręcz.
- Zimne Żelazo, talizman. - wyjaśnił podając ją człowiekowi - Noś ją zawsze, uchroni Cie przed obcymi wpływami i sondowaniem myśli. W sumie... możesz to potraktować jak prezent na początek naszej współpracy...
Offline
Bankier
Przez chwilę przyglądał się z zaciekawieniem swojemu nowemu szponowi. Jednak nie nad samą jego wartością, ale nad problemem założenia na to zbroi... Dopiero po chwili odebrał obręcz, o której już wcześniej słyszał. Całą jednak uwagę ściągała postać anioła. Teraz to już nic z tego nie rozumiał... Najpierw go bije, potem leczy i wskrzesza tylko po to by terroryzować. A teraz daje mu prezent?
To zaiste było zwariowane, ale też na swój sposób ciekawe.
-Nie mogłeś od razu zapytać czy nie chce pracy? Po co ta cała szopka?
Offline
- Bo jesteś mi potrzeby taki jaki teraz jesteś. - powiedział zaledwie anioł. Jeszcze raz obrzucił człowieka uważnym spojrzeniem, jakby coś kalkulując - NIGDY nie ściągaj tej obręczy. - powiedział ponownie i znów zarzucił na głowę kaptur.
- Nie było tu Ciebie, ani nie było tu mnie. - powiedział odwracając się do niego plecami- Pamiętaj o tym i... lepiej patrz za siebie. - to powiedziawszy, zdematerializował się... Cholerni psioni, mogą się teleportować zostawiając człowieka bez żadnych odpowiedzi!
I nagle, niespodziewanie, jak można się było spodziewać po tym pieprzonym dniu, coś chwyciło Shiro od tyłu. Było ciepłe, miękkie i parzyło jak jasna cholera...
Offline
Bankier
Shiro z niepokoju aż wysztywniło, a obręcz którą trzymał w rękach wypadła i potoczyła się w stronę ściany. Spróbował odwrócić głowę, by zobaczyć co w takiej właśnie chwili mogło zaatakować go od tyłu. Przeklinał przy okazji dzień, w którym postanowił wyjść na przechadzkę bez swojej zbroi...
Na martwienie się Mangelem nie miał w tej chwili czasu, ale zapewne w najbliższej przyszłości poświęci tej osobie wiele swoich myśli...
Offline
Za człowiekiem była ameba skalna, jedna z tych, które urosły po nadjedzeniu energii rdzenia Wieży. Byłą mniej więcej wielkości konia i właśnie próbowała wchłonąć ręce motykarza... Jakby tego mało, z pokoju w którym siedzieli obecnie celnicy dało się słyszeć odgłosy walki, krzyki bólu i dźwięk tłuczonych mebli.
Tylko dzięki wyuczonym odruchom i umiejętnościom Shiro uwolnił jedną rękę z śluzu spływającego po ciele potwora. Nie wiedział jaka siła uwolniła te zwierzęta z posterunku, na którym miały chronić rdzenia, ale wiedział jedno, skoro zaszły aż tu, to będą spore kłopoty...
Offline
Bankier
Shiro z natury nie był obrzydliwy, ale taki widok poruszył jego żołądkiem. Wolną ręką sięgnął po jedyną "broń" jaka mu została, a był to bokken. Wyciągnął go zza pasa i ciął na odlew by uwolnić drugą kończynę. Nie mógł liczyć na ostrość broni, więc liczył się jedynie styl walki... Słyszał gdzieś że mistrzowie miecza mogli przeciąć kamień zwykłą drewnianą łyżką, ale cóż... Nigdy nie był jednym z nich...
-"Jasne, racja. Brzydactwo straszne... Hymm... Na pewno nie istnieje, ale kim jestem by osądzać?"
Offline
Drewniany miecz zagłębił się w galaretowate ciało stwora z głośnym plaśnięciem. Miejsce w którym drewniane ostrze spenetrowało galaretę, natychmiast zarosło, jakby ciął wodę. Kwas którym ameba opływała zaczął parzyć lewą dłoń motykarza. Najbardziej bolały paznokcie, topiące się jakby wystawiono je na pastwę płomieni.
Odgłosy walki z pomieszczenia obok ucichły, jednak nie było słychać okrzyków zwycięstwa czy nawet zwykłych przekleństw...
Offline
Bankier
Z ust Shiro wyrwał się cichy jęk bólu. Motykarz nie był osobą bojącą się tego uczucia, lecz chyba nie było nikogo normalnego na tym świecie, kto by lubił ból. Wykorzystał wcześniejszy pęd aby przenieść ciężar ciała na drugą nogę i ponownie spróbować wyrwać dłoń. Miał nadzieje że jeśli wszystko tak łatwo przelatuje przez stwora, to i z odzyskaniem ręki nie będzie problemu.
-Draniu!- Daray bardzo cenił sobie tą rękę i nie oddał by jej bez walki...
Offline
Sztuka udałą się i ręka wyskoczyła z ciała ameby z głośnym mlaśnięciem. Motykarz był wolny, ale jego rękę trawił prawdziwy ogień bólu. "Poparzenie chemiczne" - przemknęło mu przez myśl.
Pierwotniak opadł na podłogę, przyjmując wygląd wypukłej kałuży o szaro zielonkawym kolorze i jadowicie zielonym jądrze komórkowym i wbitym, tuż obok jądra, bokkenem Shiro.
Coś mlasnęło, coś ciapnęło i się potoczyło... prosto na nogi człowieka. Ameba nie była może zbyt szybka, ale sam ruch w jej wykonaniu mógł zaskoczyć. Gdy szaro zielona fala ruszyła na kostki motykarza, zostały mu tylko sekundy by wykonać jakiś ruch.
Offline