Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Bogowie są niczym
Oddzielona od Świątyni Właściwej jest Kaplica Ślubów. Zawsze ubarwiona i pełna kwiatów znajduje się pod spojrzeniem wszystkich Mocy. Szereg posągów stoi dookoła okrągłego pomieszczenia. Na środku, przed Posągiem Avarone'a znajduje się biały ołtarz. Ma to przypominać o wspólnym dążeniu małżonków do śmierci. Pomieszczenie posiada kilka ławek przeznaczonych dla gości weselnych i dwa ozdobne krzesła, dla pary młodej. Krzesła kapłańskiego nie ma, ze względu na to iż Kapłan podczas nabożeństwa ślubnego nie siada. Sufit Kaplicy to wielki witraż przedstawiający różne miłosne sceny (bez skojarzeń) oraz sentencje, co doskonale komponuje się z białym marmurem, z którego zbudowano kaplicę. Nie wyjaśnionym jest ciągły kwiecisty zapach w tym miejscu. Bynajmniej kwiaty nie są jego źródłem. Co jest? Nie wiadomo.
Offline
Wrota tej kaplicy, podobnie jak pogrzebowej, zostały zapieczetowane znakiem boga i tajemniczym symbolem:
Ktoś z pewnością próbował wejść do środka. Jednak miejsce to zostało zawczasu zapieczętowane. Nie można się było tu dostać, chyba, że było się Arcykapłanem, posiadającym niezbędne namaszczenie bogów.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Zapach kwiatów dotarł do nozdrzy procesji która uformowała się i wyruszyła w kierunku Kaplicy Ślubów.
Symbol Świątyni szedł dumnie z przodu niesiony przez Akolitę Versa. Zaraz za nim szły świece i dymiąca kadzielnica oraz kapłani wszelkich szczebli.
Na samym końcu szedł Wielki Elektor Jego Ekscelencji Namiestnika Bogów Roran Einhower. Pierwszy od stu lat człowiek na tej pozycji.
Szedł on w asyście dwóch ostensariuszy niosących na tacach części kapłańskiej garderoby.
Zaraz za nim szła Etamin ubrana w albę przepasaną sznurem.
Weszli do kaplicy wypełnionej ludźmi i rozlokowali się na swoich miejscach.
Etamin podeszła do krzesła na wprost ołtarza, reszta zaś kapłanów ucałowała ołtarz i zasiadła w swych miejscach.
Młody Roran stanął za ołtarzem i oddał kostur zakładając Sudarium na prawą rękę.
Zaraz rozpocznie uroczystości Pieśnią Dziękczynną.
Offline
Szła całkowicie zamyślona, na końcu tej kolejki. Została jako jedyna ocalona w świątyni. Nie była kapłanką, a jednak los albo bogowie byli dla niej łaskawi. Doszło do jej uszu, że podobno kapłan Versa nie żyje. Ona akurat chciała zostać kapłanką Versa. Więc jak nie lepiej się odwdzięczyć za tamten dzień, jak poświęcić życie temu bogowi? Do jej nozdrzy dochodził zapach kwiatów i dymu ze świecy, oraz kadzideł. Ocknęła się dopiero gdy stali już w świątyni. Czemu to miejsce na procesję? A jakie będzie lepsze jak nie to. Tutaj zawierane były śluby, tutaj powinno być światło przyszłej drogi, uczucia dwóch osób. Takim ogniem i światłem w życiu może być tylko Vers. Usiadła na krześle specjalnie przygotowanej dla niej. Co ona robi? Smok i kapłaństwo, no ładnie. Mimo wszystko jej serce biło spokojnie, chciała podążać tą drogą. Tym wyborem odda cześć też zmarłemu kapłanowi. Rozejrzała się po wszystkich ciekawym spojrzeniem. Później jednak jej czerwone oczy na Rorana. Czekała co się stanie dalej. W końcu po raz pierwszy brała udział w takiej uroczystości. Musiała się jeszcze dużo nauczyć. Najbardziej chciała zamiast kapłańskich szat nosić symbol przyszłego boga, ale już wiedziała, że jednak się tak nie da. Czego się nie robi dla wiary.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Wielki Kapłan spojrzał w niebo i zasypał kadzielnicę wonnościami. Zapachowy dym buchnął w powietrze w akompaniamencie syku płomieni.
Wielki Elektor obszedł ołtarz kadząc go i modląc się cicho. Gdy obszedł go, oddał kadzielnicę i wzniósł ręce do góry.
-Wspomożenie nasze i zbawienie niech będzie wieczne za sprawą Pradawnych- Powiedział nie oczekując odpowiedzi. Była to standardowa formuła przed pieśnią dziękczynną którą też zaczął śpiewnie intonować.- Bądźcie pochwaleni wy którzy nas powołaliście. Bądźcie nam Obroną wy którzy nam władacie. Bądź pochwalony Ty Słońce Najjaśniejsze i Gwiazdo Zaranna. Oto my korzący się u stóp ołtarza błagamy cię o łaskę. Niech nasza modlitwa wznosi się ku tobie niczym ten dym kadzidła i będzie ci ona jak on osłodą. Ześlij o my wierni ciebie prosimy promień swojej łaski na tego wybranego sługę twego który chce się tobie oddać w zbawczym planie twego zbawienia i nieść twoje słowo wszystkim. My w zamian ciebie chwalić będziemy aż nie zgaśnie słońce którym władasz i aż wszelkie światło nie zniknie. Takom my rzeczemy, lud twój wybrany i wszystkie duchy przodków naszych nam świadczą.
Patriarcha zakończył śpiew. Odetchnął i obszedł ołtarz. Założył Tiarę na swą głowę i usiadł na przygotowanym dla niego krześle. Miały się odbyć święcenia. Niechże się więc odbędą.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Doszły ją słuchy, że Etamin ma otrzymać święcenia. Chciała przy tym być, w końcu zna ją i lubi. Dlategoteż pojawiła się w kaplicy. Oparła się o jedną z kolumn zaraz przy wyjściu i obserwuje całe wydarzenie.
Ostatnio edytowany przez Aranel (2010-06-04 10:20:04)
Offline
Wysłuchała pieśni dziękczynnej, bardzo uważnie. Chyba teraz była jej kolej. Wstała ze swojego krzesła, idąc w stronę krzesła patriarchy. Uklękła przed nim i złożyła ręce do modlitwy. Najwyżej ją poprawią, miała tremę? Może spłonie przez pomyłkę rumieńcem, albo i nie. Pochyliła głowę w dół patrząc na swoje ręce. Czekała na dalszy ciąg wydarzeń. Oddychała nadal spokojnie. W końcu mogła się raz w życiu pomylić. Nawet nie wiedziała, że Aranel jest tutaj i się na nią patrzy. Gdyby wiedziała było by jej zaraz przyjemniej. Wiedziała, że gdy raz się wejdzie na tą drogę nie można zawrócić.
Offline
Mieszkaniec stolicy
W końcu odważyła się podejść bliżej. Kto wie, może to doda otuchy Etamin? Usiadła w jednej z pierwszych ławek. Nie w pierwszej, ani nie w drugiej, ale dokładnie w trzeciej ławce od ołtarza. Posłała ciepły uśmiech do Etamin. Jeśli tylko smoczyca się odwróci to go wychwyci.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Aleera, przechadzając się po mieście i wkraczając na Dzielnicę Świątynną, usłyszała pieśń. Postanowiła zajrzeć, skąd dochodzi owa modlitwa. Głos doprowadził ją do Kaplicy Ślubów. Weszła śmiało, jednak starała się zrobić to jak najciszej. Gdy znalazła się w środku wyczuła Smoka. Czyżby to była ta rudowłosa, którą spotkała w karczmie? Nie, wtedy by też poznała jej prawdziwą postać. Tak więc to musiała być to złotowłosa kobieta... No, no, Smok jako Kapłan? Ciekawe... Będzie musiała z nią porozmawiać gdy tylko cała uroczystość się zakończy. Teraz na razie usiadła w przedostatniej ławce i przyglądała się spokojnie całej ceremonii, skupiając całą uwagę na Smoczycy.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Wielki Kapłan spojrzał na klęczącą etamin i uśmiechnął się pogodnie.
Odetchnął głębiej i zapytał pełnym powagi głosem.
-Czy przysięgasz zachować wierność Jedynej Prawdziwej Świątyni?
Spojrzał na kobietę po raz kolejny wzrokiem który zakazywał odpowiedzi. Zadał kolejne pytanie.
-Czy przysięgasz wierność swym przełożonym którymi są Arcykapłan i Jego Elektor oraz Wielki Kapłan twego Wyznania?
Odetchnął głębiej niż zwykle i uśmiechnął się.
-I ostatecznie... Czy przysięgasz całe życie oddać Versowi aż do Wyższych Świeceń? Pytam... Czy wszystko to przysięgasz w pełni świadomie?
Wielki Elektor kiwnął lekko głową w stronę smoczycy i trzymał ręce złożone aż nie odpowie. To ważny moment święceń.
Offline
Etamin poczuła obecność innego smoka w świątyni. Jednak nie mogła się teraz odwrócić. Jej ciekawość musiała zostać odrzucona na drugi plan, to co teraz się działo było o wiele ważniejsze. Może nie dla innych, ale dla niej samej. Właśnie teraz, właśnie tutaj, rozpocznie nowe życie na nowej drodze. Usłyszała głos Kapłana, który był dla niej jak jakaś wyrocznia. Jedno pytanie padło, a Etamin odpowiedziała sobie w myślach "tak przysięgam", drugie pytanie i trzecie też nie zostało bez tej samej odpowiedzi. Gdy Kapłan skończył mówić podniosła na niego swoje czerwone oczy. Uśmiechnęła się lekko i zaczerpnęła więcej powietrza by powiedzieć - Tak przysięgam! Jej głos był przy tym pewny, nie wahała się, mówiła głośno, by każdy ją usłyszał. By każdy się przekonał, że to jest właściwa droga. Ale najbardziej to chyba dlatego, by każdy usłyszał jej radość z tego, że może zostać kapłanką Versa i jakoś się przysłużyć.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Kapłan uśmiechnął się i podszedł do ołtarza.
Rozległa się pieśń chóru. Pieśń powolna i sławiąca wędrówkę słońca.
Wielki Elektor zdjął z siebie wierzchnią szatę zwaną Tratlonem i pokłonił się przed ołtarzem. Następnie przy pomocy dwóch akolitów ubrał