Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Mieszkaniec stolicy
Już chciała coś odpyskować na temat odkładającym się tłuszczu, gdy została w kapliczce sama. Rozglądała się chwilkę kpiącym i sceptycznym wzrokiem po kapliczce myśląc przez chwilę o wyjściu z tego miejsca. Jednak postanowiła zostać. Bo co zaszkodzi spróbować? Westchnęła ciężko i jeszcze bez przekonania uklękła i zastanawiała się chwilę nad tym, jak w ogóle zacząć. Starała się także przestać myśleć o innych rzeczach, np. jak kiedyś zemści się na Arghezie czy jakie ciasto upiecze następnym razem Raisa. Męczyła się chwilę by całkowicie wyczyścić umysł z myśli, by westchnąć na końcu ciężko.
Popatrzyła na swój brzuch, przejechała po nim ręką i uśmiechnęła się. Wzięło głęboki wdech i zamknęła oczy. Dziecko. Błogosławieństwo. Ile by dała, by miało ono szczęście w życiu. Już je kochała i nie mogła się doczekać, kiedy je ujrzy. Chciałaby, żeby uniknęło przedwczesnej śmierci. I wtedy w jej głowie pojawił się pewien przebłysk.
- Avaronie, proszę, by moje dziecko uniknęło śmierci przed dożyciem wieku starczego. - wyszeptała nieco niepewnym głosem.
- Versie, Akontu, Zelgatrisie, Gamrisie, chrońcie moje dziecko przed gniewem żywiołów. - powiedziała po chwili nieco pewniej. Otworzyła oczy. Czuła nieprzyjemne drżenie serca.
- Traksimusie, strzeż je przed złem nekromancji. Smargonie, spraw, by moje dziecko umiało rozróżnić dobro od zła i potrafiło wybrać dobrą drogę. - mówiła dalej, pewniejszym głosem. Z jej twarzy całkowicie zniknęło zwątpienie i kpina.
- Yasiliusie, ochroń je przed bestiami tego świata. Torze, daj mu siłę, odwagę i męstwo wojownika. Darkusie, strzeż je od zemsty i spraw, by samo nie żyło pchane przez życie chęcią zemsty. - powiedziała i przerwała na chwilkę modlitwę. Ona sama większość życia żyła podsycana zemstą. Nie chciała, by jej dziecko musiało żyć tak samo.
- Dieterze, proszę o pamięć dla mojego dziecka, by zawsze miało w sercu wszystkie rzeczy ważne i nie zapomniało o swoim pochodzeniu. Karstanie, strzeż je przed szaleńcami i mordercami. Marturze, strzeż je przed cierpieniem. I cielesnym, i duchowym. By ból nie przyćmił radości jego życia... Yoriusie, obdarz moje dziecko siłą, by mogło dzielnie chronić swojego honoru i godności. - modliła się dalej. Zauważyła, że jej słowa wypowiadane są z błagalnym tonem w głosie.
- Seneszali, daj mojemu dziecku także radość z ciała, by mogło korzystać nie tylko ze szczęśliwości ducha, ale złączyło je razem, by odczuć prawdziwe ukojenie i szczęście. Wernomie, chroń moje dziecko przed skazami tego świata, by mogło iść przez życie bez zbędnych trosk. - powiedziała i ponownie spojrzała na brzuch. Uśmiechnęła się i zamknęła oczy. - Proszę o łaskę dla niego, pragnę, by miało szczęśliwe życie, by nie musiało żałować swoich błędów, by umiało postępować godnie i słusznie... - dodała i otworzyła oczy.
Czuła się dziwnie. Pierwszy raz się modliła. Nawet nie wiedziała, czy zrobiła to dobrze. Nie podnosiła się z ziemi, trwając cały czas w dziwnym dla niej stanie umysłu.
Offline
Bogowie są niczym
Przez lufcik, tuż nad posągiem, pomimo pełnego zachmurzenia wpadł promień światła. Kolejno przesuwając się po poszczególnych figurach aż w końcu zatrzymał się na sokole. Jaśniał on, a refleksy świetlne w jednej chwili rozświetliły całą kapliczkę, aż w końcu najjaśniejszy strumień padł na Aleerę. Czuła się jakby wszystkie bóle i problemy które ją dotychczas dręczyły odeszły w jednej chwili. Poczuła straszną ulgę i dziwne uczucie... Coś stało się z dzieckiem, ale na pewno coś "dobrego"...
Upadły gdy tylko poczuł że aura wewnątrz znikła otworzył drzwi.
- Ci cholerni bogowie chyba muszą Cię lubić...
Offline
Mieszkaniec stolicy
Klęczała jeszcze chwilkę w osłupieniu. Nie odzywała się, a jej ciało nawet nie drgnęło. Po chwili jednak na jej twarzy powoli pojawił się uśmiech. Aleera odwróciła głowę w stronę Argheza i popatrzyła na niego pytającym wzrokiem.
- Co to było? - zapytała.
Czyli jednak Bogowie ją słuchali? Patrzyli na nią jak klęczy tutaj i prosi o łaskę dla dziecka? A co najważniejsze, istnieli? Tyle zmian w życiu naraz to chyba za dużo...
Offline
Bogowie są niczym
- Te cholery dały Ci i nienarodzonemu bachorowi Arevisa błogosławieństwo! Nawet sam Avarone... Oddałaś już im się że tak Cię lubią?
Zapytał patrząc na nią przez chwilę dziwnym wzrokiem po czym odwrócił się z powrotem w stronę wyjścia.
- Wiesz co to oznacza? Nie wiesz... Jak każdy! Nigdy nie wiadomo jak zadziałali w tej chwili... I w czym to pomoże... Ale jednak liczy się sam fakt.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Smoczyca słuchała Argheza ze wzrokiem wbitym w podłogę. Poruszyła się dopiero gdy ponownie skierował się do wyjścia. Szybko podniosła się na nogi.
- Arghez! - krzyknęła stawiając szybko kilka kroków w jego stronę. - Gdzie idziesz? Co mam teraz zrobić? Pomóż mi... - powiedziała i popatrzyła błagalnym wzrokiem na Argheza. Musiał jej pomóc, musiał jej powiedzieć. Nawet jeśli sam nie wiedział, musiał coś jej powiedzieć! Czuła się strasznie zagubiona w tych nowych dla niej sprawach, zszokowana. Nie wiedziała, co mam robić.
Czuła jednak jednocześnie dziwny przypływ nadziei w sercu. Dawkę energii, która rozsadzała ją od środka...
Offline
Bogowie są niczym
- W czym? Teraz masz Arevisa, to Ty, młody i Arevis musicie działać razem. Bachor ma zapewnioną przyszłość dzięki bogom, raczej tą dobrą ale cholera wie jak ciężką. Może zostanie jednym z Umiłowanych? Ciekawe to by było... W razie jego śmierci pozwolisz mi go przepadać? Może bogowie zostawili w Tobie cząstkę boskiej magii albo innego cholerstwa... Ja tym czasem idę się pożywić... Nie pytaj się głupio czym. Jak nie chcesz tego oglądać to radzę wyjść stąd za parę minut...
To powiedziawszy powolnym krokiem wychodził z kapliczki.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Alera niedowierzała w słowa Argheza. Było to zbyt niemożliwe. Ona i Bogowie? Kiedyś dla niej to była dla niej kpina! Jakże Zakon ją zmienił. Przeraziła się na myśl, ze może powinna opuścić te tereny. Jednak szybko wyrzuciła tą myśl z głowy. Tu wszakże miała wszystko co kochała i na czym jej zależało. Arevis, dziecko... Nawet głupia Raisa sobie nie da bez niej rady.
- Nie martw się. Poczekam na Ciebie. - powiedziała ze złośliwym uśmiechem i podeszła do figur. Zaczęła się przyglądać każdej z nich po kolei i usiłowała odtworzyć dokładnie w wyobraźni wszystko to, co miało tutaj miejsce.
Offline
Bogowie są niczym
Upadły wtargał za sobą sporych rozmiarów "tobół". Wewnątrz zawiniętej chusty znajdowały się gałęzie akacji. Zaraz też wyszedł na chwilę i wrócił z takim drugim. Jednak ten miał w sobie żywego choć nieprzytomnego anioła... Powoli rozwinął obie chusty. Galęzie rozłożył w jednej z wielkich mis. Wybrał z nich długą i najgrubszą. Zaostrzył ją porządnie i spojrzał na Aleerę...
- Sama, chciałaś zostać... A teraz odsuń się od posągu - Powiedział wychodząc znów na chwilę i stawiając przed posągiem spory kamień...
Offline
Mieszkaniec stolicy
Aleera patrzyła na Argheza nieco zaskoczona, jednak nie mówiąc nic odsunęła się i stanęła gdzieś z boku, skąd miała dobry widok na wszystkie poczynania Upadłego.
Nie wiedziała, co ma on zamiar zrobić, jednak domyślała się. Jej serce biło spokojnie. Smoczyca zaplotła ręce pod piersiami i patrzyła na nieprzytomnego Anioła. Poczuła, że w jej oczach pojawia się płomień. Tak dawno już go nie czuła...
Offline
Bogowie są niczym
Psionicznie podniósł kamień do góry, tuż pod sam sufit, idealnie nad posągiem. I w jednej chwili uderzył nim w niego, a ten rozsypał się w drobne kawałki, które tym samym sposobem "wyleciały" z kaplicy.
- Czyli jednak zdarza wam się zareagować? Ha... - Zaśmiał się pod nosem szykując cały obrządek.
Położył ciało na brzuchu i zdjął z niego koszulę. Następnie przeszedł do "najciekawszej" części. Otóż wciąż utrzymując go powtórzył po cichu "Mans" przy podłodze zaczął powoli rozcinać jego skórę tak, by później można by łatwą ją z niego zedrzeć. Gdy ponacinał wzdłuż kręgosłupa i kończyn dokonał kilku pomniejszych cięć. Jego ofiara z powodu bólu ocknęła się i wrzeszczała jak opętana. Jednak nie mógł się ruszyć...
- Cicho... Timon i tak usłyszy twój krzyk...
Następnie delikatnie odrywał skórę od mięśni pomagając sobie przy tym mieczami. Nie wyobrażał sobie jak miałby tego dokonać własnoręcznie... To by było niewygodne...
Gdy skóra zeszła do tego stopnia by połączona była tylko z przodem tułowia i głową Aleera mogła ujrzeć prawie każdy drżący mięsień anioła... najbardziej napinały się mięśnie kręgosłupa...
- Twa dusza ucieknie... Ale kiedyś ją znajdę i pożrę... To samo stanie się z twoim umysłem!
Wrzasnął Upadły zatapiając ostrza w mięśniach ofiary. Odkrajał mięśnie idealnie od kości. W pewnym momencie złapał jedno z ostrzy w locie i przebił nim krtań ofiary, niszczący przy tym połączenia w karku. Po tym jakby nigdy nic zakończył oddzielanie mięsa od reszty ciała. Obkroił dokładnie kawałki mięsa zostawiając te "ładniejsze" w powietrzu a resztę wrzucając pod przyszłe "ognisko". Nadział mięso na ostry kij pilnujący by wbić tak, by kawałki nie spadły. Po tym chwycił pochodnię trzymajacą się ściany i rozpalił ogień. W jednej chwili całe psioniczne napięcie ustało... Ciało zwisało na uchwycie od pochodni w ten sposób że głowa przebita była zaostrzonym końcem jego. Nad tym była "wbita pochodnia"... Upadły złapał kij z mięsem i trzymał go nad paleniskiem.
- TIMONIE! TWÓJ WIERNY WYZNAWCA ZARAZ ZACZNIE BIESIADĘ KU TWOJEJ CZCI! OBDARZ MNIE SWYMI DARAMI! NIECH MIĘSO KTÓRE ZARAZ SPOŻYJĘ, ZNALAZŁO SIĘ I W TWOJEJ DOMENIE! UCZTUJMY RAZEM!
Offline
Mieszkaniec stolicy
Aleera przyglądała się tylko. Spokojnie, bez żadnych westchnień czy okrzyków. Stała i przyglądała się i czuła, że jej serce raduje się widokiem cierpiącej istoty. Czuła pewnego rodzaju satysfakcję z krzyku bólu ofiary i z widoku wyjątkowego okrucieństwa.
Płomień w jej oczach znacznie się powiększył, co zapewne wyglądało jakby miała na twarzy dwie maleńkie pochodnie. Czuła jego żar. Tęskniła za tym uczuciem tak, jak uzależniony tęskni za narkotykiem.
Uśmiechnęła się tylko na to, ze Arghez ma zamiar zjeść swoją ofiarę. No tak, Timon, opiekun kanibali... Musiała przyznać, że przeszyła ją pewna nutka grozy na myśl o zjedzeniu mięsa, które nie pochodzi od zwierzęcia, ale to tylko jak dołożenie suchej trawy do ognia jej oczu, który buchnął złowieszczo i powiększył się.
Offline
Bogowie są niczym
Wszędzie unosił się zapach krwi... Mimo trzymania mięsa nad ogniem co rusz kapało z niego kilka kropel tegoż cudownego... Napoju! Tak krew... Część posiłków nie tylko wampirów, zarówno tych umarłych jak i żywych, ale też kanibali. Naturalnie że do mięsa anioła będzie pasować i jego krew... Więc Upadły chwycił kielich stojący tuż obok obecnego paleniska i nadstawił go tuż pod jeszcze całą tchawicę ofiary. Szturchnął naczyniem kilkukrotnie resztki ciała, tak by krew spłynęła do kielicha. Gdy już go napełnił odstawił na swoje miejsce i dalej bez słowa piekł mięso. Na zewnątrz milczał, lecz w myślach odmawiał wszelkie znane mu modlitwy do Timona. Czuł jak wszędzie rozprzestrzeniała się magiczna aura krwi... Tak Czerwona Magia. Wywołuje ból, starch i panikę.
Gdy Arghez zakończył odmawianie modlitw, mięso było już gotowe. Wtedy to zajął miejsce przy klęczniku tuż przed płomieniem. W ręku trzymał serce swojej ofiary.
- TIMONIE! PRZYJMIJ TO SERCE I UCZTUJ RAZEM ZE MNĄ!
Wrzasnął i wrzucił serce w płomienie. Sam powtarzając po raz kolejny zjadał jeden po drugim kawałki mięsa co chwila robiąc łyk krwi. Gdy skończył jeść ostatni kawałek złapał kielich i uniósł go wysoko w górę.
- KREW NIEWIERNEGO! KREW SŁABEGO! KREW NIEGODNEGO! SPOŻYJ JĄ RAZEM ZE MNĄ!
Krzyczał po czym duszkiem opróżnił kielich. I czekał...
Offline
Mieszkaniec stolicy
Aleera nie odzywała się, jednak na jej twarzy widać było to, że jest trochę obrzydzona. A nawet nie trochę, cale całkowicie. Wykrzywiała od czasu do czasu buźkę w niesmaku.
Nie kpiła jednak z poczynań Argheza. Wiedział lepiej, co robi. To on znał się na Bogach. Uśmiechnęła się lekko pod nosem - wszakże teraz myślała o Bogach jako o prawdziwych, a nie zmyślonych.
Płomień w oczach płonął żywo i rytmicznie, nie słabnąć. Zapewne żywił się widokiem i zapachem krwi, którego Smoczyca już od pewnego czasu mu nie dawała.
Offline
Arghez nie poczuł przypływu sił ani zwiększających się mocy magicznych, o nie. Wręcz przeciwnie - miał wrażenie, jakby uciekała z niego wszelka potencja i żywotność... Jego ciało zaczęło robić się ciężkie i coraz bardziej bezwładne; kielich upadł na ziemię z głośnym brzękiem. Tylko ten dźwięk rozbrzmiewał w uszach Upadłego, gdy odczuwał, że zapada się w głąb siebie.
Nie mógł oderwać wzroku od ognia. Jednak zamiast płomieni tańczyła krew, strzelając w górę i opadając w dzikim pląsie. Trwało to przez chwilę, podczas której anioł czuł szalony puls własnego serca, próbującego się wyrwać z piersi, krzyczącego o wolność. Potem krew zaczęła gnić, tracąc szlachetną czystość; spływała strumieniami prosto pod nogi Argheza, niosąc ze sobą resztki ludzkiego ciała. Szkarłatne potoki zaczęły wzbierać, było w nich coraz więcej kości, tkanek, niekompletnych narządów... Zalewało go morze o słodko - metalicznym zapachu.
Po chwili serce psionity zamarło. Miast czerwieni paliła go ciemność i wibrujący w uszach odległy śmiech.
Kiedy otworzył oczy, płomienie odzyskały swój normalny kształt, a on - swoją witalność. Wszystko wróciło do normy, a nawet wyglądało tak, jakby nigdy się nie zmieniło. Tylko kielich leżał na ziemi... Aleera nie zaobserwowała nic nadzwyczajnego, ot, Arghez zapatrzył się w ogień. Czyżby więc Upadły miał wizję?
Offline
Bogowie są niczym
- Wybrał... Wybrał... Wybrał... MNIE...
Arghez podniósł się i otrzepał strój. Zebrał kielich z ziemi i odstawił na miejsce. W milczeniu i z miną jakby szedł na stracenie sprzątnął w kapliczce. Zamiótł podłogę, podostawiał ławki do ścian, odstawił klęczniki na miejsce i przymknął lufcik w suficie, tuż nad miejscem gdzie stał kiedyś posąg. Usiadł na ławkę i spojrzał na Aleerę. W końcu uśmiechnął się...
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |