Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
Młody nie ruszył się z miejsca, ale za to odetchnął głośniej, jak ktoś, komu zdrowo ulżyło. Podobne dźwięki wydają opaśli sutenerzy gdy ich panienki robią im dobrze. Ireth nie chciała sobie przypominać skąd ma tą wiedzę.
- Czyli teraz jestem w twojej bandzie? Bo jak zabierasz mnie z bandy ojca, to znaczy, że chcesz mnie u siebie, tak? – pytał jak dziecko, ale temat jakoś nie przystawał do jego wieku. Najwyraźniej od szczeniaka był wychowywany pośród złodziei, przemytników i morderców.
Polimorfka w końcu znalazła to czego szukała, koniec łańcucha, nałożony na pień jednego z krzewów. Rozrosłe gałęzie uniemożliwiały zdjęcie go od góry, ale też nie wydawał się specjalnie mocno zaciśnięty. Ktoś po prostu założył metalową obręcz na ostatnie ogniwo i pień, a potem ją zacisnął. Nic specjalnego, tak samo uwiązywało się od lat psy do bud. No właśnie… psy.
Offline
Znów zerknęła na chłopaczka, tym razem spojrzeniem wyrażającym bezgraniczne zdziwienie, ugryzła się jednak w język nim zapytała o jaką cholerną bandę chodzi. To byłoby... Dziwne i mogło wydać się małemu podejrzane. Ireth mogła się jedynie domyślać ile czasu mały spędził wśród większych i mniejszych łotrów. Na samą myśl, za to, robiło jej się niedobrze.
- Nie odpowiedziałeś kim jest ten Jorus. To twój ojciec, czy ojciec całej waszej bandy, hm? - Zapytała kierując swoje spojrzenie ponownie na obręcz na krzewie. Może wystarczyłoby ją tylko podważyć? Może poruszanie się z całym tym łańcuchem nie byłoby najwygodniejsze, ale zawsze byłoby możliwe! Potrząsnęła głową odrzucając całe to gdybanie. Jak na razie to musiała dzieciaka uwolnić. Dosyć gwałtownie wyjęła zza paska swój sztylet, chwilę ważyła go w dłoni, po czym skierowała ostrze w stronę metalowego kółka. Chciała włożyć klingę między metal a pień krzewu, a następnie przechylić ją w taki sposób, by powstał prosty mechanizm podważający. Może wtedy obręcz odpuści?
Offline
O dziwo, wysiłki Ireth przyniosły natychmiastowy skutek, Obręcz puściła jak ręką odjął, jakby była… miedziana? No fakt, miała inny kolor niż reszta łańcucha, najwyraźniej przy jego produkcji nie planowano takiego jego użycia, ale tu powstawało dość niewygodne pytanie. Czemu chłopak sam nie zerwał łańcucha? Wszak okazało się, ze wcale nie było potrzeba do tego siły.
- Jorus to mój ojciec. Jak podrosnę, nauczy mnie wszystkiego co umie i zrobi mnie swoją prawą ręką. – powiedział mały dobitnie, ale też jakoś smutno – Nigdy nie dotrzymuje obietnic, ale tej chyba dotrzyma? – zapytał patrząc na Ireth nagle rozmokłymi, gotowymi do płaczu oczyma.
Był chyba za mały by zauważyć prostą zależność, jeśli Ireth go zabierze, to ojciec nawet nie będzie miał szansy spełnić tej obietnicy. Ale z drugiej strony… może to było lepiej? Może nie pozwalanie mu na myślenie w ten sposób pozwalało uchronić go przed cierpieniem związanym z nagłym oddzieleniem od ojca, jak parszywy by nie był, nadal był ojcem.
Offline
- Nie dotrzyma. - Powiedziała raptem. Mogło być to okrutne, jednak Ireth uważała, że jest to słuszne. Chyba z tym małym powinna być szczera? Nawet aż za szczera, jednak tak właśnie pamiętała swoich rodziców. Zawsze będący wręcz bezwzględnie prawdomówni... - Jeśli nie dotrzymywał wcześniej, co miałoby go skłonić do zmiany postępowania? - Rzuciła w przestrzeń, tym razem używając nieco łągodniejszego tonu. W końcu chciała żeby chłopak poszedł z nią dobrowolnie, nie chciała go zmuszać, bo... Po prostu nie chciała. Chwyciła koniec łańcucha w dłoń, drugą zaś wepchnęła swój sztylet z powrotem za pasek.
- Przykro mi Mały. Ale twój tata ucząc cię tego fachu. - W tym momencie zatoczyła dłonia koło obejmujące ziemiankę. - Jest po prostu... Zły. Niepoprawny, wyjęty spod prawa. - Westchnęła. - To jest nielegalne i nie mogę pozwolić by było kontynuowane. I... Proszę nie płacz! - Ostatnie zdanie wypowiedziała już nieco nazbyt piskliwie, jakby sama zaczynała popadać w histerię. Chciała jak najszybciej się stąd wydostać. Nawet jeśli miała jeszcze trochę czasu, to wolałaby nie napatoczyć się teraz na szanownego pana Jorusa.
- Chodź. - Poleciła.
Offline
Chłopaczek wyglądał przez chwilę, jak gdyby chciał się rozpłakać, chyba do końca wierzył w tą ostatnią, największą obietnicę ojca. Jednak z jego oczu nie popłynęła ani jedna łza, nie wydał z siebie ani jednego płaczliwego tonu, a tylko zacisnął zęby.
- To gdzie idziemy? – zapytał zwijając łańcuch który do niedawna go krępował i wyciągając do Ireth rękę, jak to dzieci mają w zwyczaju, gdy mają gdzieś iść ze starszym opiekunem. Uśmiechał się blado, jak ktoś, kto ma nadzieję, ale nadzieję bardzo nikłą i słabą. Przytłumioną złymi doświadczeniami.
Offline
- Jak to gdzie? - Zapytała siląc się na spokojny ton, mimo iż w środku właśnie coś jej się przewróciło. Bo niby, gdzie miała zabrać tego chłopaczka?! Sama nocowała albo gdzieś w Puszczy jako zwierzę, albo po okolicznych zajazdach lub jeszcze gorzej w jakiś opuszczonych stodołach i ruderach...
- Mówiłeś coś o obiedzie, prawda. To oczywiste, że idziemy na obiad. - Przywołała na twarz delikatny uśmiech, gdy to podchodziła do miejca, nad którym rozciągało się wejście do kryjówki. Tutaj przydałaby się jakaś drabinka, czy cokolwiek co doprowadziłoby ich wyjścia i 'bezpiecznego' pola, a potem z dala od tego przeklętego miejsca. Rozejrzała się, raz jeszcze zerknęła na małego polimorfa, a potem znów na niebo widniejące ponad nimi.
Ile on siedział w tej cholernej dziurze? Bez słońca, bez przestrzeni, bez wolności? Nawet nie chciała wiedzieć.
- Masz ochotę na coś konkretnego Mały? - Potem niemal uderzyła się otwartą dłonią w twarz za swoją bezmyślność. - Właściwie, to jak ci na imię, co?
Offline
Chłopaczek uśmiechnął się o wiele szerzej, ukazując rząd czyściutkich, białych zębów, dziwnie ostrych jak na ludzkie dziecko… Wyglądały naprawdę przerażająco, małe, cienkie, śnieżnobiałe i ostrze jak u węża czy… kota? Cóż to był za fenomen?
- Nazywam się Umir – powiedział dumnie się prężąc, nic dziwnego, w slangu czarnorynkowym to imię znaczyło „pierwszy” i zapewne on o tym wiedział – Najbardziej lubię jelenie, ale jak nie ma, to zające i koszatniczki tez są dobre, tylko żeby nie padlina – dodał od razu naburmuszony – padłe nie są smaczne i nie ma zabawy z polowaniem.
To mogło znaczyć tylko jedno, mały najwyraźniej karmiony był surowym mięsem i czasami polował, a jeśli tak, to jego nadzorcy musieli w jakiś sposób go kontrolować, skoro nie bali się jego ucieczki czy zgubienia.
- Czemu nie masz drabinki sznurowej? – zaciekawił się Umir, patrząc na jej wyposażenia jakby szukał znajomych mu kształtów.
Offline
- Bo mój plan nie przewidział, że będę musiała tu schodzić. - Mruknęła, rozglądając się uważnie za czymś co mogłoby jej pomóc się stąd wydostać. Westchnęła. Powinna była już dawno temu zorganizować sobie chociaż linę, ale jakoś zawsze brakowało jej czasu, by wybrać się na targ. No i żałowała też tych kilku dukatów.
- Ja jestem Ireth. Na bogów, czy ty nigdy nie jadłeś czegoś normalnego? Ja rozumiem jak to jest być częściowo drapieżnikiem, ale w takim wieku nie powinno się zajadać tylko mięsem. Miałeś ty kiedyś w ogóle do czynienia z pieczywem, albo warzywami? - Zapytała nie czekając specjalnie na odpowiedź. Mówiła, bo to niwelowało ciszę, ciszę, która ją przytłaczała. Cały czas się też rozglądała.
- Myślisz, że ten twój łańcuch sięgnie tam na górę? - Wskazała dłonią otwór nad nimi. - Bo jak tak, to ja bym go tam rzuciła, potem sama bym wyleciała, a potem wyciągnęła ciebie. Oczywiście zakładając, że umiesz się wspinać. - Przecież jego kocia część musiała umieć... - Bo wolałabym nie wciągać cię za nogę. - Powiedziała, zerkając na Umira i trzymany przez niego łańcuch.
Offline
Bankier
***
Shiro zatrzymał się pośrodku pola. Przez chwilę przyglądał się pokosom, jakie zostały bo zbiorach. Odetchnął kilka razy głęboko, ciesząc się tym świeżym, wiejskim powietrzem. Na prawdę wrócił... Nie wierzył że mu się to uda, ale jednak... Znalazł się po raz kolejny na ziemiach Zakonu. Oburącz opuścił kaptur i spojrzał na nieboskłon. Nawet nie pamiętał nawet kiedy ostatni raz wypoczywał. Ostatnimi czasy po prostu szedł do przodu, wykorzystując ostatki siły... Daray przyklęknął na jedno kolano i pieszczotliwym gestem zaczął gładzić ziemię. Dopiero teraz dotarło do niego, jak bardzo tęsknił za tymi terenami...
Sięgnął do wnętrza prochowca, by wydobyć swojego rudego przyjaciela. Talizman, który ukradł, a który i tak przyniósł mu szczęście. Ze śmiechem na ustach obserwował jak wiewiórka nozdrzami wychwytuje powietrze. Najwidoczniej rozpoznała znajome zapachy...
-Tak Kier... Wróciliśmy.
Offline
Finua szła po rżysku prawie nie zwracając uwagi na sterczące puste rurki, które kiedyś były znacznie wyższe i dźwigały kłosy, a które aktualnie wbijały się w podeszwy jej stóp. Od jakiegoś czasu niewiele rzeczy zwracało jej uwagę. Poprawiła lekko głęboki kaptur za dużego płaszcza i zagwizdała cicho. Robiła to już odruchowo, choć całkowicie straciła nadzieję, że usłyszy odpowiedź. Tym razem jednak usłyszała piśnięcie i podniosła wzrok, by zobaczyć rudą wiewiórkę siedzącą na ramieniu ciemnowłosego mężczyzny.
- Ty! - Warknęła przez zęby, zaciskając pięści i ruszając przed siebie szybszym krokiem. - Powinnam Cię przebić, gdy miałam okazję nad tamtym stawem!
Głos cyganeczki pobrzmiewał wściekłością, żalem i nieco histerią. Tylko cudem nie załamał się od łez, gdy zawołała Kiera i chwyciła go w locie, by postawić na ziemi.
- Potem, mały... - Szepnęła, po czym skoczyła, jakby planowała zadusić wojownika gołymi rękami. Gdy kaptur zsunął się Łapie w tył, ukazały się czerwone, zapuchnięte oczy i zapadnięte policzki, jakby od jakiegoś czasu prawie nie jadła i wiele płakała.
Offline
Bankier
Shiro powoli wstał i na przekór chwili, pochwycił Łapę w swoje ramiona. Po chwili tulił ją mocno do siebie, nie pozwalając dziewczynie na spodziewany atak furii.
-Dobrze znów Cię zobaczyć...- Chłopak nie był wstanie przecisnąć przez swoje usta nic więcej. Zbyt dobrze rozumiał, jak Fin czuła się po stracie ukochanego przyjaciela. Wiedział że nie ma nic na swoją obronę, a nawet prawa do niej. Daray chciał ją przeprosić, ale nawet nie wiedział jak zacząć. Pewnie i tak nic by to nie dało, prócz wywołania jeszcze większego gniewu. Dlatego też w końcu puścił ją i ze spuszczoną głową oczekiwał na karę. Tak bardzo chciał by uderzyła go. Wbiła nóż, czy cokolwiek... Nie zniósł by, gdyby wyrzuciła go ze swojego życia...Wszystko tylko nie to.
Offline
- Myślałam, że on nie żyje. - Finua syknęła jedynie przez zęby i obróciła się na pięcie. Podeszła do czekającej wiewiórki, podniosła ją i przytuliła do policzka, zaciskając szczęki, by nie szlochać. Zaczęła szeptać do gryzonia, klękając na ziemi. Szybko jednak przypomniała sobie, że nie jest to bezpieczne miejsce i wstała, narzuciwszy kaptur na głowę. Rzuciła raz okiem przez ramię, posyłając wojownikowi wrogie spojrzenie i ruszyła powoli, ignorując niezbyt zadowolone świergotanie Kiera. Najwidoczniej przez ten czas zdążył przyzwyczaić się do obecności Shiro.
Offline
Bankier
Wojownik zaczął zezować gdzieś na bok i uporczywie drapać się po głowie.
-Eee hehe eh....Tja... Jakby Ci to powiedzieć.... Parę razy było blisko.- Bał się spojrzeć w stronę dziewczyny, lecz po chwili wybuchnął.
-Ale wszystko jest w porządku! Jest cały i zdrowy!- Nagle urwał, rozumiejąc jak fatalnego zwrotu użył. Przecież nie było "w porządku"... Ukradł jej Kiera i zniknął gdzieś, nie wiadomo gdzie. Do tego jeszcze na grubo ponad miesiąc... Do tej pory młodzieniec myślał tylko o tym by wrócić w jednym kawałku. A teraz, tak nagle, dochodziło do niego, ile krzywdy wyrządził innym. A najwięcej właśnie Fin...
Offline
- Tak... dla Ciebie wszystko jest w porządku. - Finua powoli odwróciła się do Shiro, wykrzywiając usta we wściekłym grymasie i próbując powstrzymać łzy. - Poszedłeś sobie w diabły, zabierając mojego towarzysza, narażałeś go na śmierć i szwendałeś się cholera wie, gdzie. Tak. Wszystko w porządku. Ale nie z mojej perspektywy.
Zaakcentowała warknięciem przedostatnie słowo, pozwalając Kierowi wspiąć sie na jej ramię.
- Cieszę się, że dobrze się bawiłeś. Bo ja nie.
Offline
Bankier
Wojownik westchnął i powolnym ruchem, przyłożył jedną z dłoni do własnej twarzy. Po chwili też przesunął ją w górę, przeczesując tym samym włosy. Tak na prawdę to wcale nie bawił się tak dobrze, jak oskarżała go o to Łapa. Właściwie ta podróż nie niosła ze sobą nic wspólnego z zabawą. Nie było jednak sensu tego mówić, bowiem na pewno nie umniejszyło by to złości Fin. Taka linia obrony nie miała więc najmniejszego sensu. Zamiast tego, Shiro wpadł na inny pomysł. Postanowił zagrać na swoim draństwie, myśląc że podwójny ogień gniewu będzie większy, ale za to szybciej się wypali... Młodzieniec podszedł więc do dziewczyny i mocno chwycił ją za prawe ramię. Pociągnął ją w swoją stronę zmuszając, by Łapa patrzyła wyłącznie na niego. Po paru sekundach zaś, zaczął mówić nadając ironiczną barwę swojemu głosowi.
-Oskarżasz mnie, ale sama nie wiesz o co. Czy to moja wina, że znalazłem wiewiórkę w lesie i postanowiłem się nią zaopiekować? Przecież nie było Cię tam, by poświadczyć że należy ona do Ciebie...Gdzie byłaś, gdy zniknęło Twoje ukochane zwierzątko?
Offline
Reklama | Toplisty | Wspieramy | Zakon w pigułce |
---|---|---|---|
|
|
|
Wielka Rada
Mistrz: Mangel(Urlop): 7659312 mangel@aqq.eu Mistrzyni: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Zastępca Mistrza: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Spec. ds. nietypowych: Darayawus Shiro: 4050011 daray@aqq.eu Dziekan: Sulam: 7506594 sulam@aqq.eu Bibliotekarka: Erufaile: 929152 erufaile@aqq.eu Wykładowca Psioniki: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Pancermistrz: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Instruktor walk: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Łucznik: Gaspar Grzmot: 8660942 grom79@aqq.eu Rada Mniejsza Opiekunka Doliny Blasku: Skimrra(Urlop): 6114003 adorosa@aqq.eu Myśliwy: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Ogrodnik: Elian: 828625 krystek2165@aqq.eu Projektant: POSZUKIWANY!: Arcykapłan: Dark Verreuil: 6990996 verreuil@aqq.eu Dowódca Srebrzystych: Angelus: 4880466 rkofan@aqq.eu Sędzia: Kraght'nar: 849959 Statystyki Stat24: Googlebot był ostatnio: Pagerank: Nagrody: |