Całe forum Zakonu Światła podlega ochronie praw autorskich! Wszystkie prawa zastrzeżone! / All rights reserved!
Jesteś nowy/a/e? ABC Zakonu! - kliknij a wiele zrozumiesz!
Aktualnie odbywa się EVENT! Początek w TYM MIEJSCU! Każdy chętny jest proszony o napisanie tam posta który informuje o przybyciu postaci.
Zarząd przypomina o powszechnym obowiązku wypełnienia zakładki "Komunikatory" w profilu. Nie wywiązanie się może wiązać się z przykrymi konsekwencjami, oraz utrudnieniami w grze.
-Ehh - westchnął Avalar - Czyli jednak wpadłem w niezłą kabałę. No cóż nie ma co płakać na rozlanym mlekiem. - powiedział z nutką rozbawienia w głosie.
Rozejrzał się po zgromadzonych osobach i rzekł do Dziekana:
-Panie nazywam się Avalar i jestem łowcą. - mówiąc to ukłonił sie. - Ja i moja klinga jesteśmy do twoich usług. - dodał.
Nie uniknę tej walki, chociaż mógłbym czmychnąć jak tamten elf... - pomyślał, lecz bardzo szybko przywołał sie do porządku - Nie! Nie mogę ich tak po prostu zostawić! Poza tym zawsze jeden człowiek może przesądzić o losach walki.
Offline
Coś wisiało w powietrzu i elfka posiadała tego świadomość; zresztą, nie sposób było nie wyczuć tej energii. Coś się działo i coś się miało wydarzyć. A ona czuła, że nie powinno jej tu zabraknąć.
Do Mostu zbliżyła się niemal niezauważona. Nie potrafiła teleportować się ani latać - choć miała skrzydła, o niezwykłych właściwościach - ale lata, spędzone na nauce profesji, uczyniły swoje, dając jej także zwinność i cichość kroków. Była tancerką - tancerką cienia i miała swój wachlarz sztuk.
Kiwnęła głową wszystkim zebranym. Nie miała pewności, czy Sulam wiedział o jej przybyciu od początku - wszak jego umiejętności magiczne pozwalały mu na to bez większego trudu, zdaje się - czy też był zaskoczony... Wiedziała, że to on tutaj dowodzi i nie rzuciła mu się na szyję, nie powiedziała nic, tylko posłała uśmiech. Pełen stoickiego spokoju i pogody ducha. Sama nie zbliżała się raczej, stała w pewnej odległości.
Spojrzała po wszystkich zebranych. Takiej mieszaniny Istot nie widziała dawno - i na jej ustach pojawił się uśmiech.
Jakiś spokój tkwił w Erufailë, mimo nadciągającej burzy.
Ostatnio edytowany przez Erufailë (2010-04-03 00:28:38)
Offline
Bogowie są niczym
- Magiczne Wsparcie!? Może jeszcze przy użyciu twoich zwojów!? Masz chyba dzisiaj zbyt pobudzone poczucie humoru!
Wrzasnął Arghez. Nie miał zamiaru robić tego, co powie Sulam. Jedna stracona kończyna mu wystarczy... Będzie robił to co uważa że powinien zrobić. Nie "zapewniać magiczne wsparcie", bo przez tego... Nie jest ani dobrym magiem teraz, ani nawet dobrym psionem a co dopiero mówić o jakimkolwiek machaniu mieczem! Pomimo tego Arghez wiedział co ma robić, i jak...
Offline
Mieszkaniec stolicy
Na horyzoncie, pomiędzy drzewami było widać jakąś postać. Powoli zbliżała się w kierunku mostu, lecz nie był to wróg którego wszyscy tu zgromadzeni wyczekiwali, ale myśliwy.
Nie spieszył się, aż nadto, nie miał ochoty z kimkolwiek walczyć. Wszystko przecież można było rozwiązać pokojowo, bez rozlewu krwi. On sądził, że nie ma złych istot, że w głębi duszy wszyscy są dobrzy. Może i brzmiało to jak w bajce, ale przecież każdy miał swoje cele i motywy. Może po prostu myśleli, że wybierają mniejsze zło?
I znów się zamyślił. Nawet nie zauważył, że wkroczył na most. Na którym i w okół którego zgromadziła się niemalże połowa zakonu. Która niestety była w rozsypce. A jeżeli mieli z kimś walczyć to należałoby przemyśleć, jak?
Teraz odwrócił głowę i spojrzał na dziekana i zagadał do niego. -Witam pana Sulama. Jak pan wie mistrz Mangel kazał nam tu przybyć, a jeżeli nie to właśnie się pan dowiedział. - Następnie myśliwy dojrzał wilka, który posługiwał się ludzką mową i dodał. -Więc z kim nam przyszło walczyć, czy ten pies ma coś z nim wspólnego? - Zapytał.
Offline
Mieszkaniec stolicy
Była w szoku. Istot na moście przybywało szybciej niż mnożą się króliki. Czyżby pojawili się tutaj wszyscy zakonnicy? A może o czymś nie wie?
Jedno wiedziała... im więcej jest istot w drużynie, tym trudniej się ją prowadzi. Dlatego miała nadzieję, że Sulam wie co robi. Bo ma teraz przed sobą niemałe zadanie.
Offline
Niczym wielka, czarna i drąca się w niebogłosy kometa, o most przypierdzielił (bo było to zdecydowanie zbyt mocne na zwykłe ,,uderzenie") Dowódca Srebrzystych. Huknął o most, lecz niemal od razu spróbował wstać podtrzymując się barierki. Czuł się słabo, kręciło mu się w głowie i był mniej więcej wściekły. Mruknął coś po nosem o tym, co myśli o matce maga - ducha i o tym, jak chędożyło ją okoliczne bydło nierogate.
Zauważył, że przez cały czas ściska w dłoni dwa srebrne noże. Schował je czym prędzej i rozejrzał się. Było tu mnóstwo zakonników.
Ostatnio edytowany przez Necteris (2010-04-03 20:00:21)
Offline
-Eru...- tylko to dało się wyczytać z jego warg. Nie wiedział co czuć, w jego duchu trwała wewnętrzna walka wielu sprzeczności i sam Nekromanta, nie potrafił nad nimi zapanować. Był rad, naprawdę cieszył się całym sercem, że Elfka tu była, że mogła zaszczycić go swoją obecnością i uroczym uśmiechem. Gdyby nie okoliczności, pewni powstrzymywał się by nie skakać z radości. Z drugiej jednak strony był wściekły, naprawdę zły, że okoliczności losu, wyrok bogów, czy też po prostu beznadziejny zbieg okoliczności, spowodował, że Tancerka Cienia znalazła się tu i teraz. Naraziła się na bezpieczeństwo i nie wiedział czy będzie w stanie ją obro...
W duchu uśmiechnął się kpiąco. Teraz nie było czasu na wątpliwości, teraz był czas działań i stanowczości. Nie istniało "nie mogę", istniało tylko i wyłącznie "muszę".
- A więc wszyscy na stanowiska.- Elf podał Arghezowi jeden ze swoich zwojów, po czym mruknął do Argheza "Przepraszam". Na zwoju zapisanych było kilka kul ognia. Teraz animozje musiały zejść na bardzo boczny tor. Nie wiedział ile zależy od tej walki, ale wiedział, że od niej najprawdopodobniej zależy jego los, życie, a w najlepszym przypadku reputacja na Zakonie.
-Powiedziałbym jakąś mowę, gdyby nie fakt, że moja obecność raczej zabija morale niż je wzmacnia.- rzekł Sulam głośno, tak aby wszyscy mogli go dosłyszeć.- Jednak wiedzcie jedno. Przyszłość Zakonu, leży teraz w naszych rękach! Więc dajcie z siebie więcej niż wszystko.- ostatnie słowa prawie wrzeszczał.
Złożył bardzo krótką modlitwę do Belory. Prosił Pramatkę, o wybaczenie za wszystkie swoje postępki w życiu i moc, za której pomocą będzie mógł przechylić ewentualną szalę zwycięstwa.
Offline
Nie zdążyli się nawet ustawić w odpowiednim szyku, gdy kolejna fala mocy zalała ich dusze. To nie było coś, co da się opisać słowami, to nawet nie było wyłącznie magiczne przeżycie. To było coś na pograniczu wszystkich Trzech Bram.
Z lasu wyszedł osobnik płci niewątpliwie męskiej. Jego czarne, długie włosy powiewały, nieskrępowane żadnym rzemieniem , a szare oczy wgniatały każdego zakonnika w ziemię. Był potężny, wszyscy to czuli. Był potężny ciałem, duchem i umysłem.
Wokół jego postaci materializowały się i znikały fagi, między palcami można było dostrzec wyłaniające się i kryjące z powrotem ostrza. Aurę magiczną miał tak skondensowaną, że można b na niej siekierę zawiesić, z resztą, spod rękawów śnieżnobiałej koszuli wstawały tatuaże bojowe, pozwalające mu ciskać pulsarami w niemal dowolnych ilościach, na plecach groźnie błyskało ostrze Notap, a na czole miał Zimne Żelazo. Kawał skurwysyna i chyba nie zamierzał dać się zabić – tylko tyle mogli o nim pomyśleć.
- Co to ma być? – zapytał prześmiewczo mierząc oddziałek Zakonu wzrokiem – Najpierw musiałem się użerać z kotołakami partyzantami, a teraz mam jeszcze dzieci niańczyć?! – tego śmiechu, tej salwy ośmieszenia, żadne z nich miało nie zapomnieć aż do śmierci. – Kto pierwszy?
Offline
Krasnolud był w pewnym szoku, gdy nagle znalazł się na moście, wśród innych zakonników.
- Co?!...Ale jak?...Dlaczego? - Zadawał sam do siebie szereg urwanych pytań. Zaczął się nerwowo oglądać do okoła. Zobaczył wyłaniającą się z lasu jakąś potężną postać...a raczej czuł, ze jest potężna. Sprawdził czy jest przy niem jego młot bojowy. Na całe szczescie był. Dalgar uspokoił się iczekał na dalszy biego wydażeń.
Offline
Arevis powoli wstał niepewnie i zachwiał. Szybko złapał ramię Anielicy będącej obok i poczekał aż będzie mógł stabilnie stanąć, dopiero wtedy puścił. Złapał mocno miecz i stanął przy Sulamie. Przeżył więcej niż większość tu obecnych i nie będą go młodziki wyręczać. Co z tego, że był ranny? Dziekan uleczył go wystarczająco by mógł stanąć do walki. Denerwowało go to, że wszyscy stali już gotowi do bitwy, a on zaprawiony w boju barbita leżał ranny i pewnie miał być wyłączony z walki, ale na szczęście dzięki Sulamowi może jako tako stanąć między innymi. Anioł uznał, że z taką istotą w pojedynkę nie ma nawet on szans, szczególnie w tym stanie. Jeśli mają jakoś wygrać trzeba będzie uderzyć na niego grupą i najlepiej otoczyć. Niepokojące było to, że najwidoczniej skurwysyn mógł posługiwać się magią i mocami umysłu. Jeśli jednak uderzyć ze wszystkich stron wszystkimi siłami może się udać. Och... Szkoda, że nie Arevis nie miał przy sobie Zguby Laoili. Z nią życie było prostsze. Obojętnie jakich diabelskich mocy używał przeciwnik, wystarczyło jedno cięcie i zarówno ciało i dusza szły w zapomnienie. Teraz jednak trzeba było skupić się na tej postaci o kruczoczarnych włosach.